Spowiedź

Prolog

Jestem reporterem pewnej lokalnej gazety, jednak teraz mimo że jestem w pracy nie siedzę w redakcji. Siedzę w barze przy jednej z dróg wjazdowych, nawet nie ma co opisywać gdyż nie wyróżnia się on w ogóle. Na moim stoliku znajdującym się w rogu pomieszczenia, postawiona została kawa, może nie najlepsza ale da się wybić. Przez moment wdychałem jej aromat wspominając wczorajszą rozmowę telefoniczną.
- Dzień dobry, chciałby Pan usłyszeć historię która sprawi, że gazeta będzie na ustach wszystkich. - mówił głos w słuchawce. Był zimny i pozbawiony wszelkich emocji.
- To zależy od historii. - odparłem.
- Zapewniam Pana, że nie pożałuje Pan. Proszę się za mną spotkać jutro o godzinie trzeciej po południu w barze przy południowym wjeździe do miasta.
- Dlaczego tam? Znam wiele lepszych miejsc na spotkanie. - Odparłem.
- Proszę tam być jutro o piętnastej. Nie pożałuje Pan. - Po czym mężczyzna się rozłączył. Normalnie zignorowałbym taki telefon jednak coś w tym mężczyźnie nie dawało mi spokoju i postanowiłem dać szansę, zresztą jak historia okaże się nieciekawa po prostu ją zignoruję.
Tak pogrążony w myślach nie zauważyłem nawet nawet jak naprzeciwko mnie usiadł mężczyzna. Rozejrzałem się wokoło jednak wydawało mi się, że nikt go nie widzi.
- Pan... - zacząłem, ale mężczyzna przerwał mi.
- Nie ma potrzeby się przedstawiać. Czy ma pan dyktafon albo coś w tym guście?
- Tak. - odparłem kładąc na blacie dwa dyktafony. - Jednak nadal nie wiem czy ta historia jest tego warta.
- Jest warta nawet więcej. Ale zanim dotrę do sedna powinienem powiedzieć coś o sobie. Gdy wspomniałem o nie podawaniu imion miałem ku temu powód otóż nie mam imienia kiedyś miałem ale podczas treningu wyleciało mi z głowy. A może to trenerzy sprawili, że zapomniałem. Zostałem wyszkolony by zabijać ale mam już tego dość, nie obchodzi mnie co zrobi Pan z tym co powiem, to jest moja spowiedź oraz sposób na pożegnanie. Już nie boję się zakonu, i nie będę milczał.
- Zakon, czyżby duchowieństwo było w to zamieszane? - spytałem pobudzony oraz ożywiony tym rzucenia od niechcenia słowem.
- To nie jest taki zakon o jakim Pan myśli. A zatem sam początek, miałem wtedy...

Komentarze