Klątwa - opowiadanie grupowe

To opowiadanie, a właściwie pierwsza część powstała wspólną siłą członków grupy facebookowej "Grupa Warsztatowa dla Pisarzy", do której należę. Jest tu gdzieś moja cegiełka ;) Jeśli chcecie to śmiało zapraszam do lektury.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Żyła sobie piękna księżniczka, która była zamknięta w wieży ponurego zamczyska o nazwie Deadline. Dziewczyna miała na imię Delfina i mimo zamknięcia, nie była uwięziona. Bohaterka była jedną z Kreatorek. Czarodziejek które panują nad otaczającym nas światem. Niestety Delfina oprócz tego daru posiadała też klątwę. Wiązała się ona z tym, że jeśli pokocha jakiegoś mężczyznę, on umrze w katuszach. Miłość. Tego właśnie uczucia księżniczka pożądała ponad wszystko inne. Z trudem obserwowała radość, jaka gościła na twarzach zakochanych, samej mogąc jedynie spojrzeniem dotknąć zakazanego owocu. Zamek Deadline był budynkiem wielce niezwykłym. Nie można było doń dotrzeć pieszo, konno czy powozem. Nie było w nim bram, okien ani świetlików. Tak prawdę mówiąc wyglądał trochę niczym góra i tylko jej oryginalny kształt mówił co innego. Jednak mimo tej niedostępności w środku panowało światło i świeże powietrze. A Delfina obserwowała wszystkich przez specjalną magiczną fontannę. Zaledwie kilka chwil temu dostrzegła w niej potencjalny zakazany owoc - mężczyznę niebywałej urody. Bezczelnie mościł sobie posłanie na szczycie jej zamku. Księżniczka nachyliła się nad fontanną, blisko odbicia tajemniczego mężczyzny, badając go wnikliwie. Wnet przecząc wszystkiemu popatrzył wprost na nią.

- Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha - stwierdził z zarozumiałym uśmiechem, dostrzegając szok na twarzy dziewczyny. - Czy coś się stało?
- Kim jesteś? - zawołała przerażona.
- Daj spokój, księżniczko, nie domyślasz się?
Westchnęła i pomyślała. Ach gdyby wszystko było takie proste. Twarz wyczekiwana, twarz wymarzona, a jednak? Po chwili milczenia odezwała się.
- Widzę cię pierwszy raz w życiu.
- A więc tak się bawimy? - Spytał z rozbawieniem tajemniczy mężczyzna - Naprawdę tak trudne jest znalezienie osobnika, który wie kiedy podglądasz go przy użyciu fontanny. - wypowiadając te słowa położysz nacisk na ostatnie.
- Nie mam pojęcia, kim jesteś - powtórzyła z uporem, ale w jej głosie słychać było nutkę strachu. - Człowiek, który stworzył tę fontannę, dawno nie żyje. Zginął... na moich oczach - tutaj jej głos lekko się załamał.
- Dość wygłupów ślicznotko. Otwieraj drzwi.
Wzdrygnęła się na te słowa.
- Jeśli jesteś tym, za kogo się podajesz, to wiesz, że ta wieża nie ma drzwi. I że nie masz prawa zwracać się do mnie w ten sposób. Mężczyzna roześmiał się, w jego tonie było coś czego Delfina nie umiała rozgryźć. - Nie chcesz to nie, poradzę sobie bez ciebie. Zapatrzyła sie w wodę ale twarz jakby rozpłynęła się. Może to była tylko ... Ułuda, duch, halucynacja. Przecież nie miewała takich. Na wszelki wypadek wzmocniła wszelką ochronę w zamku i przywołała w myślach obraz biblioteki. To nie była halucynacja. Nieproszony gość przeglądał półkę z planami na kolejne ćwierćwiecze. Miał tupet! Chwyciła za świecznik stojący na sekretarzyku i rzuciła w niego. Ten jednak w ostatniej chwili przechylił się lekko w bok po czy odwrócił do niej i rzekł.
- Nieładnie tak rzucać prezentem ode mnie. Jak ci się nie podoba trzeba było powiedzieć.
-Mówiłam!
- Nienawidzę cię. Wynoś się z mojego zamku. - krzyczała
- Twojego? Od kiedy? - spokojnie pytał. - Wiesz chyba tu na trochę zostanę. - Odparł uśmiechając się, a kobieta coraz bardziej miała ochotę siłą zetrzeć mu ten uśmiech z twarzy. "Dobrze. Uspokój się." - Mówiła do siebie - "To tylko twój umysł płata ci figla. Musisz sie uspokoić!" Wtedy mężczyzna podszedł do niej i pocałował. By to silny, zimny i wulgarny pocałunek. Delfina odrzuciła go i powiedziała:
- Co ty sobie wyobrażasz?
Mężczyzna podszedł do niej nie wiadomo kiedy. Nim mrugnęła okiem stał już kilka centymetrów od niej. Widziała szaroniebieskie tęczówki i poczuła odurzający zapach, który zwalał ją z nóg. Poczuła zawroty głowy, nogi miała jak z waty. Jej oddech przyspieszył. Otworzyła usta by coś powiedzieć, i powtarzało się to kilka razy. Zamknęła oczy i nastała cisza. Gdy je otworzyła była sama. Pozostało jednak ulotne wrażenie. Wrażenie, że jeszcze go spotka, a wtedy on... Musiała być gotowa na to spotkanie, nie tylko fizycznie ale i duchowo! Usłyszała jego głos rozbrzmiewający w całym zamku.
- Ty i ja zawsze będziemy razem.
Wzdrygnęła się, rozglądając nerwowo wokół siebie. Pusto. Była sama. Pierwszy raz czuła się w tym miejscu tak bardzo niepewnie. Tak niebezpiecznie. "Czy ten koszmar już na zawsze będzie tak żywy? Tak realistyczny? Była sama. Od kilku lat czekała na niego. Obiecywał szybki powrót. Miała serdecznie dość obmyślania coraz to wymyślniejszych scenariuszy jego niemożliwego powrotu. Nie wraca sie z grobu. A może jej magia uległa rozwinięciu kształtowania istot żywych? Pomyślała i w ramach testu próbowała stworzyć małego króliczka. Niestety, królik okazywał się tylko nieruchomym martwym posążkiem. Nie bądź jak naiwny człowiek... Jesteś wieczna i byle uczucie nie będzie mieszać ci w głowie. Jednak zapach mężczyzny i dotyk jego ust nie chciał jej opuścić. Ze złością tupnęła nogą i poszła na rozległy taras .... mogła z niego zobaczyć tylko morze, ciągnące się aż po horyzont. Pustka, którą w tej chwili poczuła , podziałała na nią przygnębiająco. Zacisnęła ręce na poręczy barierki i wyszeptała ...
- Serce me samotne, wciąż krwawiące. Czemu zatem nadal szuka pary.
Zwiesiła ramiona z rezygnacją. Na bogów! Jak mogła sądzić, że on nie powróci? W swej naiwności założyła, że ma ten etap za sobą. Zdążyła już pogrzebać wspomnienia, zamknąć niechlubny rozdział swojego życia. Była wszak czarodziejką, one nie miały serca. A przynajmniej tak powiadali ludzie. Czy to była kolejna cena za jej moc? Czy już nie dość wycierpiała? Wiedziała, że dar jaki otrzymała od swego ojca - Wielkiego Maga- jest wspaniały jak i okrutny.
Przypomniała sobie słowa ojca:
- Będziesz stale obserwowana, gdy będziesz potrzebować pomocy znajdź Oko. Nigdy nie odgadła o jakie Oko może mu chodzić. I kto taki może widzieć wszystkie jej ruchy. Przed oczami stanęło jej upiorne wspomnienie: ukochany, wrzeszczący z bólu w ostatnich chwilach życia. Oraz człowiek, który ją dziś odwiedził, przyglądający się temu z chorą fascynacją. ,,Nienawidzę go", pomyślała. ,,To znaczy, nienawidziłam. Przecież on nie żyje". Czy to możliwe? Zauroczenie osobą, która ostatecznie zniszczyła twoje nieskończone życie? Życie, taki kawałek w bycie kimś lub nikim. Życie, które ktoś inny może zniszczyć jednym gestem, jednym słowem. Zrodziła się w niej straszna myśl. "A może powinnam zniszczyć całą magię i niech życie trwa samo" Nagle poczuła czyjś delikatny dotyk. Poczuła go na włosach, które lekko zafalowały, potem na plecach. Czyjaś dłoń delikatnie sunęła wzdłuż pleców w dół kręgosłupa.. Odwróciła się nagle, lecz nikogo nie zobaczyła. 
- To wiatr - pomyślała i w tym momencie spostrzegła przezroczystą mgłę w kształcie człowieka. Nie był to on ... czuła dziwny spokój, jej myśli uspokoiły się, umysł stał się jasny. Dziwny byt, unosił się nad ziemią i sunął do biblioteki. Niepewnie poszła za nim ... Dotarli do wielkiego regału, który znajdował się aż na samym końcu pomieszczenia. Niewidzialna istota, wyciągnęła jedną książkę, z samego środka półki. Miała ona piękną srebrno- czarną okładkę. Coś zgrzytnęło, a regał przesunął się tworząc wejście do ukrytej komnaty. Upiór wepchnął Delfinę do pomieszczenia i jakby mocnym powiewem wiatru zatrzasnął za nią jedyną drogę powrotu. Delfina, otoczona zewsząd nieprzeniknioną ciemnością, nieomal spanikowała. Czuła własne, dudniące w popłochu serce, strach zdławił jej gardło i nie pozwalał klarownie myśleć. Nienawidziła ciemności i nigdy przedtem nie dopuściła, by została z nimi sam na sam. A jednak teraz, w obliczu utknięcia w pułapce bez wyjścia, z mrokiem za jedynego towarzysza, wydała się sobie niesłychanie żałosna. Prędko odzyskała rezon. Była przecież czarodziejką! Mogła nie mieć serca, posiadała za to coś znacznie lepszego - magię. Odetchnęła głęboko, zduszając wkradający się w umysł lęk. Wyszeptała zaklęcie, zaciskając rękę w pięść. Spomiędzy palców wychynęło nieśmiało światło. Magiczne światło. Uniosła rękę, wypuszczając jaskrawą kulę, która zawisła jej nad głową, tuż pod sklepieniem pomieszczenia. Kiedy czujny wzrok czarodziejki na powrót przywykł do światła, jej oczom ukazała się mała wirująca w powietrzu karteczka. Złapała ją trochę nad głową i rozwinęła. Odczytała jej zawartość i dawny strach powrócił na nowo- ,,Chcesz się pozbyć magii? Zaraz i tak możesz ją stracić" Nie myśląc wyrzuciła kartkę i pobiegła do miejsca, w którym wcześniej znajdowały się drzwi przez które weszła. Rozpaczliwie próbowała wydostać się z tego ciemnego pomieszczenia. Macała palcami ścianę szukając choćby najdrobniejszej szczeliny. Jednak nic nie dawało jej nadziei na ratunek. Strach i rozpacz coraz bardziej ją obezwładniały. Światło robiło się coraz bardziej przytłumione, nie z powodu słabnącej magii, ale dlatego, że coś w tej świecącej kuli zaczęło się poruszać. Jej strach zmieniał dobrą magię na zło. "Ze strachu lęgną się demony" - przypomniała sobie jedną z lekcji... Powinna być bardziej odważna. I doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale w tej chwili nie umiała kontrolować paniki, w którą coraz bardziej wpadała.
- Wypuść mnie stąd! - krzyczała, waląc pięściami w ścianę. Czuła się okropnie z tym, że była w tej chwili tak bezradna. - Czego ode mnie chcesz?!
Usłyszała śmiech. Ktoś w jej głowie rżał niczym koń. Już gdzieś go słyszałam, pomyślała. Momentalnie wróciły wspomnienia. Ona i matka stojące nad Przepaścią Zmarłych. Próba ożywienia Johna. Nagły świst. Matka wpada w przepaść, która automatycznie się zamknęła. Właśnie wtedy po raz pierwszy w jej głowie odezwał się ten śmiech. Upiorny i tajemniczy.Światło nad jej głową coraz bardziej szarzało, a stworzenie w kuli coraz bardziej rosło.
- Wypuść mnie! - Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Nie miała pojęcia, co mogłaby zrobić, więc tylko dodała szeptem: - Błagam.
Ręce miała cały czas przyciśnięte do ściany. W jednej chwili straciła pod nimi oparcie, a sama upadła na kolana. Kiedy obejrzała się za siebie, nie było śladu po wcześniejszym sekretnym przejściu. W pomieszczeniu było ciemno, gdyż oświetlana była tylko przez jedną niedużą pochodnię przymocowaną do ściany. Powoli wstała, ponieważ zmarzła. Zauważyła cień przebiegający pod pochodnią. Wzdrygnęła się. O matko, szczur, jęknęła. Uciekła w róg pomieszczenia. Ściana zaczęła burczeć. Odskoczyła i zauważyła schody prowadzące w dół. Zeszła na dół i poszła korytarzem. Po jakimś czasie stanęła, ponieważ tunel rozdzielał się na trzy. Po krótkim namyśle ruszyła środkową drogą. Było coraz ciemniej. Gdy już nic nie widziała podeszła do ściany i wymacała włącznik światła. Gdy je zaświeciła... Gdzieś w górze, w pomieszczeniu, z którego wyszła rozległo się głuche pacnięcie. Larwa zrodzona z jej strachu właśnie się wykluła. W miejscu, w którym się znajdowała, było kilka starych mebli oraz zakratowane okno, przez które przebijał się nieśmiały promyk słońca. Podeszła do biurka i zaczęła przeszukiwać szuflady. Było tam pełno kurzu i mnóstwo pożółkłych kartek. Prawie krzyknęła, gdy zobaczyła jak z jednej z szuflad wybiegają małe włochate pająki. Zatrzasnęła szufladę z odrazą. Rzuciła okiem jeszcze raz na blat biurka. Na jednej z kartek zobaczyła swoje imię napisane czarnym tuszem. Była oszołomiona. Smuga światła przewinęła się po karcie i wtedy ciemność rozrosła się. Pochłonęła biel. Wessała ją w otchłań, aż kartka spłonęła różowym światłem. Straciła przytomność. Obudziła się w ciasnym pomieszczeniu bez okien i drzwi. Wstała i zaczęła dotykać gołych kamieni w nadziei że coś znajdzie. Kiedy już opuszczały ją pozytywne myśli... Zobaczyła tajemniczą wajchę wystającą ze ściany. Raz się żyje, pomyślała. Pociągnęła ją i dotknęła zroszonego potem czoła: "To chyba jakiś koszmar! Upiory, pochodnie, larwy strachu i pająki. Do tego elektryczność" Po chwili kamienie przed nią, zaczęły zamieniać się miejscami. Przedtem nic nie znaczące na nich rysy układały się w znaki. Było to pismo, którym posługiwali się starodawni magowie. Delfina, jako, że uczęszczała kiedyś do najlepszej szkoły dla czarownic, potrafiła odczytać parę znaków. Ściana ukazała jej zagadkę, ale także ważną wskazówkę. Zmarszczyła czoło."Och, na głowę Meduzy, toż to zagadka Sfinksa" Dlaczego nie uważałam na lekcjach dotyczących zagadek? Nie wiem jak ją rozwiązać. Dopóki nie rozwiąże zagadki nie wydostanie się z sali. Miała dużo czasu na myślenie. "Tak to jest gdy zamiast skupić się na zajęciach myśli się o słodkich oczach ukochanego" Dobra, skup się, pomyślała. Niech szare komórki w końcu się ruszą, niemal wrzasnęła. A, dobra, najwyżej umrę. Kopnęła w trzecią lekko wysuniętą cegłę i... Ściana runęła. Jednak mam trochę siły, pomyślała. Wzbiły się tumany kurzu. Widziała przed sobą plamę zieleni. Dopiero po chwili dostrzegła, że jest to goblin. Wrzasnęła, gdy on przemówił. Abrakadabra, czary mary widzę, że buty masz nie do pary! Zobaczyła pod siebie. Faktycznie założyła dwa lewe buty. Zaraz, szepnęła, przecież ja mam dwie lewe nogi! Jak to możliwe?
– To twoja sprawka! Odczaruj mnie!
– Bo co?
– Bo... Abrakadabra słodki miód, będziesz za chwilę zimny trup!
Goblin padł martwy. Dziewczyna szczęśliwa, że pokonała potwora, zaczęła się śmiać. Jednak nie trwało to długo ponieważ z góry w końcu spełzła larwa strachu. Delfina zaczęła tupać obiema lewymi nogami"
Łaaa - krzyknęła - gdzie są wiedźmini kiedy są potrzebni?? Albo chociaż jakiś miły włochaty kotołak??Wszystkie jej koszmary zaatakowały ją wspólnie. Tego już było za wiele jak na jedną dziewczynę. zaczęła snuć zaklęcie Ostatecznej Likwidacji... Raz, dwa, trzy, kończysz się... Nagle coś ją szturchnęło. Upadła. Złamała nos. Wszędzie wokół było pełno krwi. Dokończyła zaklęcie: losie zły. Wszystko co złe kończy się. Każdy potwór z wyjątkiem larwy zamienił się w proch.
Stwór przemówił:
- Twoja magia nie działa na mnie. Ja żyję w twojej podświadomości. I wtem się obudziła. Koszmar się skończył. Powitało ją słońce. Spojrzała na obie nogi, były jak najbardziej do pary. Popatrzyła w lewo, popatrzyła w prawo... podniosła głowę do góry. Koszmar dalej trwał - larwa strachu otwierała swoje blado sine usta... Widzisz? Mogę podsunąć ci każdy obraz. Słońce, deszcz, śmierć, zniszczenie. Nie uwolnisz się od tego, bo nie wiesz jak mnie zniszczyć "To strach daje ci pokarm! Tym się żywisz! Jeśli pokonam strach pokonam ciebie". Larwa zaczęła się śmiać.
- Drogie dziecko, a czy ty wiesz czego się naprawdę boisz?
Delfina zaczęła się zastanawiać. Czego tak naprawdę się boi? Zdrady? Samotności? Braku miłości? A może każdy z jej strachów był tylko urojeniem? Czy to oznaczało, że popada w obłęd? Stwór widząc jej zmieszanie, zaczął cmokać z udawaną troską.
- Nie wiesz, tak? Głupia, nikt tego nie wie! To co wymieniłaś w swojej głowie to obawy. Nagle Delfina przypomniała sobie tą niezmiernie ważną wskazówkę ze ściany. "Nie ograniczaj się do siebie, patrz głębiej" brzmiała. W tym momencie coś zaczęło ją parzyć w palce lewej dłoni. Krzyknęła i jak najszybciej próbowała pozbyć się owego przedmiotu. Gdy zdjęła pierścień, którego nawet nie pamiętała choć musiała mieć długo, odezwał się głos.
- Wreszcie udało ci się stawić mu opór.
Delfina spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła dziwną postać. Wyglądał jak jakaś dziwna krzyżówka i była pewna, że to nie ona go stworzyła. Miał wielkie krucze skrzydła, wilcze futro i dziób? Tak, to dziób. Mężczyzna był czarny, połyskliwie czarny. W jego oczach widać było inteligencje i ból długiego, zbyt długiego życia.
- Kim jesteś? - spytała.
- Kimś poza magią. Istniałem zanim ona powstała i będę istniał gdy o niej już zapomną. - powiedział ciepłym, melodyjnym tonem lecz wyczuwało się w nim nutkę cierpienia. Delfina wiedziała co ona oznacza. Samotność.
- Czego chcesz? - spytała, po raz pierwszy niepewna czarodziejka.
- Na początek? Spytać czy nie jesteś głodna? Oraz zaproponować jakieś ubranie na zmianę. Zbliża się noc, a te są chłodne. Nie bój się, On nie dosięgnie cię tutaj. Zauważyła, że już nie znajduje się w tym samym miejscu. Teraz zewsząd otaczały ją kwiaty i oczy ciekawskich, niezwykłych zwierzątek. Ona sama siedziała na miękkiej, ciepłej trawie. - Co to za miejsce? zapytała.
- To Azyl, miejsce poza miejscami. Odpocznij tu a ja pozbędę się twego więzienia. - odparła postać i zanim księżniczka cokolwiek zrobiła, on sprawił że jej zamek przestał istnieć. Czy mogę jemu zaufać, pytała się siebie. Czy to nie jest kolejny człowiek, który mówi, że jest dobry, a będzie zły? Co powinnam zrobić? A niech tam! Raz kozie śmierć - pomyślała. Rozejrzała się w około. Łąka pełna była mleczy w pełnym rozkwicie. Zaczęła je zrywać i gdy już miała całe naręcze kwiatów, umościła się na trawie i zaczęła pleść wianek. Zanim się spostrzegła podeszło do niej jedno z owych pląsających w trawie zwierzątek. Sięgało jej zaledwie do kolan, miało sześć łapek, dwa ogonki zakończone haczykami i pokryte było łuskami we wszystkich kolorach tęczy. Włożyła mu wianek na głowę, a potem podłapała je za uchem. Nagle niewdzięczna bestia capnęła nic nie podejrzewającą Delfinę w palec u nogi.
- Auu! - krzyknęła i kopnęła stworzenie, które poleciało kilka metrów dalej. Wiedziała już, że tu nie jest bezpiecznie. Gdzie jednak mogła stąd uciec? Była tu uwięziona. Odnalazła wzrokiem tajemniczego mężczyznę i zwróciła się do niego. - Mówiłeś, że będę tu bezpieczna a tymczasem ugryzło mnie jakieś stworzenie. - Nie poznajesz Kerna? - powiedział - Przecież sama go stworzyłaś. Ale nie podobał ci się i rzuciłaś go w cień. Cierpiał przez długi czas. A to ugryzienie nie jest groźne. Za pół godziny nawet nie będzie po nim śladu.
- Ale miało mnie tu nie spotkać nic złego. - upierała się Delfina. - Wcale tak nie twierdziłem. Powiedziałem, że ON cię tu nie znajdzie. Delfina usiadła z powrotem na trawie. Zaczęło do niej podchodzić coraz więcej stworzeń. Mały kotek z czterema oczami, coś co przypominało pomniejszoną krówkę ze skrzydłami orła i wiele innych. Na początku się wystraszyła, że też ją pogryzą, ale po godzinie byli już najlepszymi przyjaciółmi. Chwile radości przerwał cień zakrywający słońce. Dziewczyna spojrzała w górę. Było to kolejne stworzenie. Tym razem wyglądało jak całkiem zwyczajny tyle, że przerośnięty bocian. W dziobie trzymał sporej wielkości zawiniątko. Bocian położył zawiniątko przed Delfiną, jakież było jej zdziwienie gdy w środku była księga. Jej tytuł to "Początki magii, zapomniana historia". Kobieta zerknęła na mężczyznę, a ten rzekł
- Ciebie wybrano jako powierniczkę prawdy. Tu znajdziesz lekarstwo na swoje zmartwienie. - Księżniczka otworzyła książkę i zaczęła czytać. Pierwszy rozdział brzmiał: "Pierwszy Czarodziej".
-Tylko pamiętaj, że powierniczka musi znać cały tekst na pamięć. Kiedy już poznasz książkę, spal ją, aby nikt inny jej nie poznał. Delfina jęknęła:
- Ona jest za gruba, nigdy jej nie zapamiętam
- W takim razie ja ci pomogę.
Wskazał palcem na książkę, która nagle zaczęła świecić. Z początku jej blask był słaby, ale z czasem przybierał na sile. Kiedy raził ją w oczy, poczuła pociągnięcie, została wessana do środka. Obudziła się na polanie, na której była wcześniej, tylko że wszystko było szare. Trawa, niebo. I nikogo innego tam nie było. Tak przynajmniej myślała do czasu, aż usłyszała za sobą płacz. Odwróciła się i zobaczyła siebie z przeszłości. Jednak nigdy nie pamiętała by była dzieckiem, ani nawet aby płakała. Przez większość czasu była wręcz wyzbyta wszelkich emocji. A tu ta mała, bosa dziewczynka, ona. Płakała. Dlaczego?
Podeszła bliżej do dziewczynki.
-Dlaczego płaczesz? Czy mogę ci pomóc? Jednak ta chyba jej nie słyszała. Chciała położyć jej rękę na ramieniu, jednak o dziwo, przeniknęła przez nie. "Co tu się dzieje?" pomyślała. Uklękła przed nią i zobaczyła, że dziewczyna wcale nie jest nią, była tylko bardzo podobna. Odróżniała ich blizna po, jak sądziła Delfina, ugryzieniu na twarzy małej. Po chwili płacz ucichł, a dziecko spojrzało ponad ramieniem zmieszanej Delfiny. "Co ona tam widzi?". Odwróciła się. Przed nią stał wilk. Kobieta odskoczyła do tyłu sięgnęła swojej magii i nic się nie stało, nie ma mocy. Poczuła się naga, słaba i niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Wilk rzucił się w jej stronę. Jednak jeszcze zanim jej dotknął, uderzyła w niego fala szarego ognia. Na ziemię spadły tylko popioły z jego ciała. Odwróciła się i przerażona dostrzegła groźne spojrzenie przed chwilą zapłakanej dziewczyny, która odezwała się.
- Wiem, że mnie słyszysz. Skoro tak jest, to ty jesteś powierniczką magii. Chodź za mną.
Delfina zamrugała szybko zszokowana tak, że łzy zamazały jej obraz. Wytarła szybko oczy po czym niepewna co do swego zadania udała się za dziewczynką. - Nie jestem jedną z Was - odparło dziecko - nie próbuj nic mówić i tak cię nie słyszę. Wiem, że jesteś ponieważ związałam się zaklęciem z księgą opisującą nasze dzieje i ten kto zostanie przez nią wybrany ujrzy to co ja.
- Jeśli nie jesteś jedną z nas, to kim jesteś? Do jakiego świata należysz?
- Wiem, że masz wiele pytań. Postaram o sobie opowiedzieć najlepiej jak umiem. Nie słyszę twojego głosu, ale mam na imię Izelda, pochodzę z rodu Shiminigindem, w naszym języku oznacza to Wielcy i Potężni. Niestety z upływem lat, również rozumiani jako Nietrwali. Jestem tylko historią, legendą, która zawiera w sobie ziarno prawdy. Dla ciebie jestem teraz, także nauczycielką, więc słuchaj uważnie, a zrozumiesz swój sens istnienia i sens przywartej do ciebie klątwy. Moim zadaniem będzie pokazać ci całą treść księgi na podstawie wydarzeń. Zapewne zastanawiasz się także dlaczego znalazłam się na samym początku. Otóż to ja jestem Pierwszym Czarodziejem, ja stworzyłam magię. Ja znam wszystkie jej tajemnice. Stanowię też tajemnicę, którą musisz sama zrozumieć. Słuchaj swojego serca, a na pewno ci się uda. W miejscu do którego idziemy nie możesz okazywać żadnych pozytywnych uczuć, ponieważ wkraczamy na teren wysysacza. Gdy znajdzie w tobie jakąś cząstkę szczęścia czy radości pożre twą duszę a twoje ciało pochylone nad księgą obróci się w proch który rozwiany zostanie po całym świecie. "Z tym nie będzie problemu" pomyślała Delfina. "Ostatnio wydarzyło się tyle złego, że długo nie będę w stanie się cieszyć". -Teraz przekroczyłyśmy teren wysysacza i znajdujemy się pod jego władzą. On nie jest osobą i nie można go zobaczyć. Poznać można go po tym, że przestajesz się cieszyć z czegokolwiek. Ale Delfina nadal przeglądała swoje wspomnienia. Kiedy wróciła myślami na łąkę pełną cudnych stworzeń na jej twarzy pojawił się uśmiech. Nim zdała sobie sprawę z tego co zrobiła wokół niej pojawiła się mgła. A przynajmniej wyglądała tak, ale czuć było iż jest żywa i głodna.
- Uważaj! - krzyknęła Izelda - odsuń to wspomnienie, bo zostaniesz wtrącona w nicość niebytu! Skup się! Delfina skupiła się ze wszystkich sił uczuciach które miała podczas rozmowy z tajemniczym mężczyzną. Oraz temu jak bardzo nieprzyjemny był jego pocałunek. Mgła nie ustępowała, bo cały czas w głowie Delfiny tliła się radość. Poczuła jak to uczucie stopniowo z niej uchodzi. Poczuła przerażenie.
- Odejdź! - krzyknęła. Mgła ustąpiła jak za dotknięciem magicznej różdżki.
- Poczułam coś. - powiedziała Izelda - To ty? Poważnie zraniłaś wysysacza. Nie wiem jak to uczyniłaś ale zaczynam rozumieć czemu to ciebie wybrano. Już niedaleko. Za tym wzgórzem będzie cel naszej podróży. Dziewczynka uśmiechnęła się, nie widziała Delfiny ale ona wiedziała, że to uśmiech przeznaczony dla niej. Razem powoli wspinały się na wzgórze. Nagle Izelda niespodziewanie odwróciła się, na jej twarzy nie było cienia uśmiechu, którym uraczyła dziewczynę jeszcze chwilę temu. - Zanim nasza podróż dobiegnie końca, czeka nas jeszcze jedna, tysiąc razy trudniejsza od tamtej, próba.
- Co takiego? Co to będzie? - zapytała Delfina, nie pamiętała, że dziewczynka nie może jej usłyszeć. Ruszył, więc dalej przed siebie. W sercu czarodziejki, rósł coraz większy strach. - Musisz wyzbyć się lęku - szepnęła Izelda.
- Lęku? Ale jak? - Delfina stanęła jak zmrożona i uczyniła trzy kroki w tył. - Jak mam się pozbyć lęku, tyle go w sobie mam. Czy jestem na tyle odważna, żeby stanąć naprzeciw własnym lękom i odrzucić je?
- Pamiętaj, że lęk i strach to nie tylko nasze myśli, lub wybujała wyobraźnia - mówiąc to Izelda wyczarowała miecz i wbiła go obok stóp dziewczyny. Delfina popatrzyła na nią jeszcze bardziej przerażona. Drżącymi dłońmi chwyciła rękojeść miecza i wyrwała go z ziemi. Okazał się niezwykle lekki, co trochę uszczęśliwiło czarodziejkę. Minęła dziewczynkę i stanęła na szczycie wzgórza. Spojrzała w dół i jej oczom ukazał się widok tysięcy olbrzymich pająków. Od zawsze bała się pająków, dlatego też paliła każdego w swoim zamku, swym więzieniu. Ale czy rzeczywiście była więziona. Dlaczego tak szybko zaufała temu dziwnego człowiekowi a odrzuciła mężczyznę który był ucieleśnieniem jej marzeń. Jednak nie czas na to, uniosła miecz i pozwoliła mu się prowadzić wycinając ścieżkę wśród dzieci Arachne. Nic więcej się nie wydarzyło.
- To koniec naszej wspólnej podróży, teraz czas na następny rozdział. Spotkasz wiele różnych postaci, które skrywają taką samą tajemnicę jak ja. Oto jej treść: jestem historią i jestem prawdziwa. To ze mnie jest magia i ze mnie magiczny świat, chociaż przepadłam, przetrwam tysiące lat. W tej chwili zniknęła.
- Czekaj! Co teraz? - krzyczała Delfina. Poczuła na twarzy krople wody, ale przecież wcale nie płakała. Z chmur runął potężny deszcz. Dziewczyna usłyszała głos.
- Witaj, jestem Rachela. Nic więcej się nie wydarzyło.
- To koniec naszej wspólnej podróży, teraz czas na następny rozdział. Spotkasz wiele różnych postaci, które skrywają taką samą tajemnicę jak ja. Oto jej treść: jestem historią i jestem prawdziwa. To ze mnie jest magia i ze mnie magiczny świat, chociaż przepadłam, przetrwam tysiące lat. W tej chwili zniknęła.
- Czekaj! Co teraz? - krzyczała Delfina. Poczuła na twarzy krople wody, ale przecież wcale nie płakała. Z chmur runął potężny deszcz. Dziewczyna usłyszała głos.
- Witaj, jestem Rachela.
- Widzisz mnie? - spytała Delfina.
- Oczywiście - odpowiedziała - Jestem tą która widzi. Jestem tą która pokaże ci jak patrzeć. - Przecież wzrok jest jeden? - odpowiedziała zdziwiona czarodziejka.... W naszej głowie znajduje się trzecie oko, które widzi znacznie więcej. Musisz je otworzyć, a wtedy zobaczysz świat w innych barwach i znacznie więcej rzeczy. - Nic nie rozumiem. Co to znaczy, jak to zrobić?
- Zajrzyj w głąb siebie a znajdziesz sposób - odparła Rachela - Każdy jest inny, każdy ma inny klucz, każdy ma inne oko.
- Dlaczego mówisz zagadkami? - spytała Delfina.
- Ponieważ właściwą ścieżkę musisz sama odnaleźć, ja jestem tylko od udzielania rad.... Czy to pomoże mi w przyswojeniu sobie wiedzy zawartej w księdze? Ona jest tak koszmarnie gruba a jej magia jest mi tak niezbędna. Nie chcę czegoś zepsuć.
- Objętość jest względna, słowa zawarte w księdze są tylko wskazówką. Nie musisz znać słów. Ważne jest dostrzeganie czegoś pomiędzy.
- Ale ja nie wiem czy potrafię? - zawahała się Delfina.
- Oczywiście, że wiesz. Zajrzyj w siebie a odnajdziesz ścieżkę. Rozejrzyj się wokół, a zobaczysz prawdę.
- Możesz mi pomóc.
- Jesteś zaślepiona!! - krzyknęła Rachel - Mogę zrobić tylko to. - po czym jednym szybkim ruchem ręki machnęła przed oczami czarodziejki.
- Oślepiłaś mnie, miałaś mi pomóc.
- Pomagam, wzrok cię oszukuje, poszukaj ścieżki a później sięgnij po swój wzrok. Delfina skupiła się i zaczęła analizować wszystkie wskazówki. "Zajrzyj w głąb, rozejrzyj się, poszukaj ścieżki"
- Nie potrafię!
- Skup się! Przypomnij sobie! "Przypomnij sobie? Ale co? Następna zagadka. Zajrzyj w głąb, rozejrzyj się...". Nagle Delfina doznała olśnienia.
- Rozejrzyj się i przypomnij sobie! Chodzi o wyobraźnię! Trzecie oko to oko wyobraźni! Krzyczała rozradowana.
- Tak jest. A teraz...
- ... pójdź ścieżką i powiedz co widzisz.
- A co mam widzieć przecież oślepiłaś mnie. -zaczęła lecz w pewnym momencie coś się zmieniło. Nagle zaczęły się normować kształty i postacie. Księżniczka rozglądała się ciekawie. - Co to za rzeczy? Jakim cudem mają takie kształty i kolory? - Zawsze takie były. Jesteś widzącą, i widzisz prawdziwe, rzeczy a nie postać wybraną przez magów czy wspierane samą magią.
- A dlaczego niektóre z przedmiotów mają obok siebie jakieś migoczące rzeczy? - Spójrz na siebie. - odpowiedziała Rachela a gdy Delfina uczyniła to zauważyła, że również błyszczy - To magia a oto twój tekst "Magia jest wszędzie obok nas a słowo mag, znaczy kierujący światłem. Słabsi z nich korzystają tylko z własnego światła, ale najpotężniejsi potrafią kierunkować każdy z widocznych". Poznałaś już tekst teraz zadanie stwórz, drzwi do kolejnego strażnika, i przejdź przez nie. Rachela zniknęła a Delfina została sama, skupiła się na zadaniu i zauważyła ruch wśród światła. Poruszało się i zaczęło układać się w kształt potężnych dębowych drzwi. Podeszła do nich, pociągnęła z kołatkę otwierając przejście. Wyrzuciła z umysłu wszelkie myśli i przeszła przez próg. Kiedy to zrobiła, wrócił jej normalny wzrok. Tym razem była na drodze przed małym, ślicznym domkiem. Rozejrzała się dookoła. W pobliżu było jeszcze kilka takich domków. Z pierwszego wybiegła dwójka dzieci. Śmiały się, ganiały. Delfina ruszyła w ich kierunku. Dzieci śmiejąc się przybiegły do niej. Dziewczynka wyciągnęła w jej kierunku piękne, smakowicie wyglądające jabłko. Wciągnęła powietrze wraz ze słodkich jabłkowym zapachem. - To jabłko dla Ciebie - powiedziała dziewczynka wyciągając do niej dłoń z owocem. Delfina otworzyła usta słysząc dźwięczny jak dzwoneczki głos dziewczynki. Pomyślała, że mała mogłaby cudownie śpiewać i czarować ludzi swoim głosem.
- Dziękuję - odpowiedziała z uśmiechem.
- A teraz zjedz - głos dziewczynki stał się poważny. Wraz ze stojącym w milczeniu chłopcem śledzili jak przybliża jabłko do ust i z głośnym chrupnięciem odgryza kawałek. Z początku Delfina czuła niewyobrażalną słodycz, sok rozpłynął się po całym jej podniebieniu wprawiając ją w dobry humor. Dzieci obserwowały ją uważnie. Nagle chłopczyk pociągnął dziewczynkę za rękę i odsunęli się. I w tej samej chwili Delfina poczuła palącą gorycz rozlewającą się po przełyku, brzuchu. Rozlewała się na całe jej ciało. - Otruliście mnie! - krzyknęła dziewczyna piskliwie i upadła na kolana podcięta nagłym bólem. Chłopiec dopiero teraz podszedł i odezwał się grubym, dorosłym głosem:
- To lekcja dla ciebie. Nie powinnaś ufać każdemu, kto wygląda niewinnie. Wróg może być wszędzie. Trucizna sparaliżuje cię w ciągu paru chwil, a później umrzesz. Masz tylko trochę czasu żeby ją usunąć magią. Kobieta skupiła się na swoim organizmie, wsłuchiwała się w pulsowanie krwi aż znalazła coś czego tam być nie powinno. Skoncentrowała całą wolę jaką miała, albo tak jej się wydawało, i spowodowała iż cała trucizna zaczęła piąć się w górę układu trawiennego. Delfina zgięła się wpół i zwymiotowała ją całą. Wtedy podszedł chłopczyk i podał jej jakiś brzydki brązowy korzeń.
- Masz, włóż pod język i ssij aż cały się rozpuści. Nie gryź ani nie połykaj gdyż zbyt duża dawka uśpi cię na tysiąc lat.
- Skąd mam wiedzieć że to nie kolejna trucizna? - spytała Delfina.
- Przeszłaś próbę. Teraz musisz się wzmocnić. Z nami pobędziesz trochę dłużej niż z poprzednimi przewodnikami. Widzisz ten las?- wskazał za dom. Istotnie, widać było drzewa w oddali. - Tam czeka cię kolejna próba. Musisz iść tam sama. Delfina niepewnie wzięła korzeń w dłoń i zbliżyła do nosa. Momentalnie oddaliła dłoń i odparła - Jak to śmierdzi? Chcecie bym się udusiła!
- Wygląd zewnętrzny potrafi okłamać. Masz otwarte oko, ale ono nie jest nieomylne. Naucz się patrzeć innymi zmysłami.
- To śmierdzi! Nie wezmę tego. Poza tym, już czuję się dobrze. Próbowała wstać, jednak nogi odmówiły jej posłuszeństwa i upadła.
- Chyba jednak nie - skomentowała dziewczynka.
- Jak chcesz - odparł chłopczyk - Ale na twoim miejscu postarałbym się jak najszybciej zebrać siły.
- Niby, dlaczego. Przecież powiedziano mi, że jestem w bezpiecznym miejscu? - Może i tak. Ale jak sądzisz, czym teraz oddychasz? Dziewczyna wciągnęła powietrze. Nic nie poczuła, powietrze jak każde inne. Otworzyła trzecie oko i faktycznie to było inne. Miało dziwną zieloną łunę. - Co to jest?
- To również jest trucizna, tylko działa ciszej i wolniej, bezobjawowo. Powietrze jest zdrowe dopiero w tym lesie. A teraz weź ten korzeń i uciekaj. Dziewczyna włożyła roślinę pod język i poczuła gorzko słony smak. Podniosła się i ruszyła we wskazanym kierunku.
- Tylko pozbądź się go kiedy rozpuści się do połowy! Krzyknęła dziewczynka. Oddycham trucizną która mnie zabija? - myślała - Ale ja czuję się dobrze. No dobra, raz kozie śmierć. - pomyślała i wzięła korzeń pod język. Na początku chciała go wypluć przez swój bardzo gorzki smak, jednak mimo iż nadal był gorzki to każdą sekundą czuła przypływ mocy. Wstała i podążyła w kierunku dzieci które już zdążyły przejść kilka metrów. - Cieszę się, że dołączyłaś do nas - powiedziała dziewczynka.
- Nie miała wyboru, druga opcja to śmierć. - wtrącił się chłopiec. - Zawsze musisz być taki ponury?
- A ty wesoła?
- Wesoła... Myślisz ze ta sytuacja wprawia mnie w radość? Wkładacie mi w usta jakieś śmieci i pokrętnie odpowiadacie na pytania. Chyba daleko tej sytuacji do szczęśliwej, nie uważasz ?
- Strażniczko mówiłem do mojej siostry. - odpowiedział smętnie chłopak - Nawet nie wiesz jakie to irytujące, przez ponad tysiąc lat słyszeć jej śmiech i smętne kawały - Moje kawały są smętne? - dodała dziewczynka - Jestem sto razy bardziej wesoła niż ty!
- Ja chyba śnię - burknęła Delfina, czując wciąż pod językiem podły, gorzki smak korzenia. - Gdzie tam. Tylko masz koszmary - Dziewczynka zachichotała, nawijając kosmyk włosów na palec.
- Nie mieszaj jej w głowie, i tak wątpi już w swój rozsądek - upomniał ponuro chłopak - A przecież jest naszą jedyną nadzieją.
- Dzięki, od razu mi lepiej - Delfina przewróciła oczami. I pomyśleć, że jeszcze niedawno siedziała bezpiecznie w wieży. Szli tak, aż do granicy lasu gdzie dzieci zatrzymały się i wyczekująco spojrzały na czarodziejkę. - Dacie mi jakąś radę? - spytała niepewnym tonem.
- Oczywiście. - zaszczebiotała dziewczynka - Chodzi o to by ...
- Cicho bądź! - burknął chłopak - Nie możemy jej tego powiedzieć.
- O czym? - spytała Delfina.
- O twojej próbie - powiedziała dziewczynka - gdybyśmy powiedzieli tobie co tam czeka, skończyłaby się porażką. Nie mogła już na nich polegać. Czy kiedykolwiek dotąd mogła? Nie dość ze znała ich ledwie kilka chwil to jeszcze nie miała pewności czy w ogóle istnieją. Ewidentnie robili sobie z niej żarty. Te wszystkie niedomówienia i zagadki rodem z kiepskiego filmu o mało miasteczkowym detektywie od siedmiu boleści. Jak to się stało ze wylądowała tutaj z daleka od przytulnej wieży? Miała sen. Sen stal się jawa. Ugrzęzła pomiędzy jawa, a tym pieprzonym snem. Ona, której przeznaczeniem było kreowanie losów innych ludzi, zagubiona pośród dziwaków. Świat stanął na głowie.
- Świetnie! Nic mi nie mówcie! - krzyknęła z obłędem w oczach - to doskonale się składa. Wiecie co? - zapytała nie czekając na odpowiedz - Wracam do siebie! - Ale... Ale... Nie ma już twojego "do siebie"! - dzieci zdawały się bardziej przerażone aniżeli ona. - Więc stworze nowa wieżę. Nowe mury broniące mnie od was wszystkich. I radze Wam - uniosła ręce do góry i krzyknęła zwielokrotniwszy swój głos - radze wam żebyście sie do mnie nie zbliżali! Dlaczego ich tak potraktowałam? Przecież to nie ich wina co mi się przydarza. Świat Magów, to nie świat ciepła i przytulności, a może to inne spojrzenie na życie? To przecież ja jestem kreatorką zdarzeń, czyli wszelkie niegodziwości jak i radości stwarzam ja sama? Czym wobec tego ma być życie? Dlaczego nie mogę stworzyć tylko pięknych obrazów? Czy nie tego potrzebuje świat? Weszła w las. To dziwne ale wydał jej się znajomy. A może to każdy las jest taki sam. Nagle drzewa poruszyły się, ale ona nie poczuła wiatru. Stale te które były za jej plecami poruszały się, a gdy się odwróciła były jakby bliżej. Chciała się upewnić czy to prawda. Przeszła jeszcze kilka kroków i spojrzała za siebie. Jedno z drzew stało na ścieżce którą szła. Ruszyła biegiem przed siebie, byle być jak najdalej od tej pochrzanionej krainy. W pewnym momencie potknęła się o coś i upadła. Zanim się podniosła, poczuła że coś oplata jej nogi, potem talię, klatkę piersiową i twarz. Widziała tylko ciemność, zaczęło brakować jej powietrza. I obudziła sie w swojej więzy. Wstała i podeszła do okna. Wokół znajdowała się czerń. Miejsce w którym była to pustka, nicość. Stąd nie było wyjścia. Odwróciła twarz, przed nią stał ten tajemnicy mężczyzna w czerni. Uśmiechał się, a przynajmniej tak jej się wydawało. 
- Gratuluje strażniczko - powiedział - Przeszłaś próby, a teraz jaki chciałabyś widzieć świat. Raj, piekło czy może taki z wolną wolą i niech jego mieszkańcy o tym decydują. To twój wybór, dobrze się zastanów bo nie będzie już odwrotu.
- Każdy świat ma swoje wady i zalety. Ja proponuję świat, w którym każdy decyduje za siebie. Wolna wola jest i radością i udręką, ale stojąc przed lustrem, każdy może powiedzieć to ja jestem twórcą mego świata!
- Chcesz dać możliwość tworzenia każdemu? - spytał mężczyzna. - Dokładnie to przemyślałaś? Czy to nie wywoła chaosu. Czy jak wszyscy będą Twórcami to będą chcieli odejść? Jak długo wszechświat wytrzyma tak duże nagromadzenie istot?
- Na początku zawsze jest chaos! Po uspokojeniu zaczyna kwitnąć myśl. Ta dopiero jest panią rzeczy. Myśl będzie pozytywna lub nie ale będzie zawsze gotowa do działania.
- Niech tak się stanie- powiedział i zniknął mężczyzna.
Kiedy znowu podeszła do okna, Delfina zauważyła że czerń zaczyna znikać zastąpiona łąkami, lasami, górami, rzekami i morzami. W każdym z nich miało rozwinąć się życie. Dziewczyna wyszła na zewnątrz i podeszła do pierwszego lasu jaki znalazła, aby rzucić czar. Po chwili zza drzew wyszły różne stworzenia. Następnie tak samo uczyniła z górami, rzekami i łąkami.
- A teraz ludzie. Stworzyła wielką kulę światła, która poleciała w górę i rozbiła się na kilka mniejszych. Każda z nich poleciała w innym kierunku.
- Teraz będę się nazywała również Matką Naturą. Każdy będzie mógł tworzyć co zechce, ale bez użycia magii. Każdy będzie posiadał inne umiejętności, a przez to wszyscy będą wyjątkowi. "A teraz odpocznę w mojej wieży" i odeszła, pozostawiając świat samemu sobie. Musisz wziąć odpowiedzialność za to co stworzyłaś - zaczęły szeptać lasy, których głos zaczął się przedzierać przez pozamykane okna. - Stworzyłaś nas, więc teraz nam rozkazuj. Teraz nas chroń. Popatrzyła i rzekła:
- Przecież dałam wam własną wolę, skąd więc u was dążenie do zależności? Świat ma być piękny bo stworzony przez was i dla was.
- Naszą wolą jest byś była naszą matką. Czyż rodzic z radością opuści swe dzieci?
- Czyli wolna wola to tylko jeszcze jedna forma niewoli myśli, uczuć, dokonań?
- Wolna wola to niewola? Jesteś pewna, Matko?
- Dzieci moje czy jak ja wam będę mówić co będziecie robić, czyż to nie jest niewola waszej chęci do innego przeżywania? Ja będę decydowała co dobre, a co naganne? A czy to nie zrodzi buntu?
- Ucz nas. Naucz nas co jest dobre a co jest złe. Na tym polega rola stwórcy.
- Nie jestem stwórcą, jestem kreatorką waszej wolności i sami musicie obudzić się w swojej rzeczywistości. Wy musicie wykreować swoje dobro i jak najmniej zła, swoją miłość i jak najmniej zdrady. To wy musicie stanąć przed ścianą niepewnego jutra i sami ją przebić!
- Skoro taka jest twoja wola, niech tak będzie. Jednak pilnuj nas i w razie czego skieruj na właściwą drogę.
- Oczywiście, że będę nad wami czuwała. Jednak teraz dajmy się wszystkiemu potoczyć tak jak chce. Pamiętajcie, to dopiero początek.


KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ ....

Komentarze