Cześć, tym razem chciałbym pokazać Wam duży fragment projektu książki z gatunku romans. Projekt jest stary więc nie musicie szukać błędów typu przecinki [moja pięta Achillesowa], ani żadnych innych. Ponieważ wiem, że jest ich sporo. A jakby przyszła mi dziwna myśl by odkurzyć i stworzyć z tego czegoś całą książkę to praktycznie zostałby z sam szkielet i może personalia postaci. Cała reszta ładniusio poleciałaby do kosza ;)
I jak zawsze przy okazji takich postów ciekaw jestem Waszych odczuć i opinii.
P.S.: Jeszcze jedno, zanim dostaniecie fragment. Chciałbym powiedzieć iż zaskoczyło mnie bardzo pozytywne odebranie "Zerwanych Więzów", i brak komentarzy typu "człowieku ty jesteś popaprany", i jakieś teksty które musiałbym ocenzurować ze wględu na wulgaryzmy. Wiecie, specyfika tamtego projektu jest ciężka tak bardzo, że ja mówiłem na to "horror psychologiczny", chociaż nie wiem czy zgodzicie się z tą nazwą. O.K. to ja nie przeszkadzam i zapraszam do czytania tego projektu.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak zawsze przy okazji takich postów ciekaw jestem Waszych odczuć i opinii.
P.S.: Jeszcze jedno, zanim dostaniecie fragment. Chciałbym powiedzieć iż zaskoczyło mnie bardzo pozytywne odebranie "Zerwanych Więzów", i brak komentarzy typu "człowieku ty jesteś popaprany", i jakieś teksty które musiałbym ocenzurować ze wględu na wulgaryzmy. Wiecie, specyfika tamtego projektu jest ciężka tak bardzo, że ja mówiłem na to "horror psychologiczny", chociaż nie wiem czy zgodzicie się z tą nazwą. O.K. to ja nie przeszkadzam i zapraszam do czytania tego projektu.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział 1 - Vanessa Kolt
Vanessa Kolt, mieszkanka małego miasteczka która nigdy nie chciała się przenosić. Oczywiście jako studentka była poza swoją miejscowością, jednak na weekendy wracała do domu. Kiedy skończyła swoją naukę zaczęła pracować w rodzinnej aptece. Nie była ona duża, jednak wystarczająca jak na potrzeby miasteczka, a jeśli chodzi o obroty to sama Vanessa mówi, śmiejąc się “kokosów nie ma, ale do pierwszego starczy”. Kobieta mimo swojego atrakcyjnego wyglądu i sympatycznego charakteru pozostała samotna. Miała kilku chłopaków, jednak z żadnym nie wytrzymywała dłużej niż trzy miesiące. Vanessa jest kobietą o ognistym kolorze włosów, nie jest to jednolity rudy, a bardziej połączenie trzech a nawet czterech kolorów. Jej włosy kończą się gdzieś w połowie karku, ale nie można tego dokładnie ustalić ponieważ wywijają się one na zewnątrz. Ma duże brązowe oczy, mały nos oraz usta które dodatkowo optycznie zwiększają jej oczy. Vanessa w czasie wolnym by oczyścić umysł spaceruje po mieście i czasami gdy spotka jakąś znajomą wymienią najnowsze plotki. Następnie chodziła na przedmieścia gdzie na granicy miasteczka oraz niewielkiego zagajnika stał dom. Jego dach zapadł się w połowie a wszystkie szyby były wybite jednak kiedy oczyma wyobraźni zobaczyła budynek w całej okazałości wiedziała już na co wyda swe oszczędności. Może za rok, dwa albo trzy kupi ten budynek. Gdy tak wpatrywała się niewidocznym wzrokiem na dom kątem oka spostrzegła ruch. Ocknęła się z zamyślenia i zrobiła krok do przodu, na początku sądziła, że to kot albo jakieś inne bezpańskie zwierze weszło do środka i nie umiało wyjść. Podeszła do drzwi frontowych i nacisnęła na klamkę, ku jej zaskoczeniu okazały się zamknięte. Obejrzała je dokładnie po czym myśląc, że to iluzja dotknęła nowego zamka. Zawahała się przez chwilę po czym nieśmiało zapukała i szybko cofnęła ręka słysząc kroki ze środka. Sekundę o tym jak usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, otworzyły się a w progu stanął mężczyzna ubrany w jakieś stare ubrania, na nogach miał kalosze a jego dłonie schowane w rękawiczkach. Vanessa zszokowana nie wiedząc co myśleć szybko przeprosiła a następnie zrobiła trzy szybkie kroki wstecz po czym odwróciła się i czym prędzej udała na rynek miejski. Pragnęła znaleźć się jak najdalej od tego człowieka.
Następnego dnia była cała jak w transie, nie mogła się skupić na pracy i kiedy po raz trzeci pomyliła się przy wydawaniu recepty, koleżanka powiedziała by zrobiła sobie dziś wolne. Już miała wychodzić, a właściwie była na zapleczu tak, że z głównej sali apteki nie było jej widać usłyszała dzwonek sygnalizujący otwarcie drzwi i zaciekawiona rzuciła okiem. Mężczyzna którego zobaczyła odebrał jej wszystkie siły. Wyglądał jak model i to nie tylko dla niej, ponieważ gdy tylko się otrząsnęła zauważyła jak patrzą się na niego inne klientki oraz jej znajoma. Kiedy mężczyzna doszedł do okienka powiedział, że potrzebuje uzupełnić apteczkę, po czym wyciągnął karteczkę i przeczytał potrzebne mu materiały. Następnie zapłacił, pożegnał się i wyszedł. Koleżanka zaś podeszła do zaplecza i powiedziała do Vanessy “Widziałaś go? Ciekawe czy ma kogoś”.
Rozdział 2 - Wiktor Konrad
Wiktor Konrad, wysoki brunet o którym kobiety mówią, że jest przystojny nawet bardzo. Sześć miesięcy temu uległ poważnemu wypadkowi w skutek którego stracił lewą dłoń. Zgodził się na eksperymentalną metodę zastępowania utraconych kończyn. Jest krótkowłosym brunetem o zielonych włosach i wysportowanym ciele. By nie budzić sensacji przez dziewięćdziesiąt procent czasu założone ma rękawiczki. Wiktor kupił dom w małej miejscowości, zapłacił niewiele i dopóki nie zobaczył go uważał się za szczęściarza. Jednak, gdy jego wzrok padł na zniszczony budynek pomyślał sobie “No, nieźle. Czeka mnie duża robota”. Oczywiście miał na tyle dobrą sytuację, że mógłby wynająć na tyle dużą ekipę by zrobili cały remont w sześć do ośmiu godzin. Chciał jednak udowodnić sobie i innym, że jest samodzielny.
Wypadek któremu uległ Wiktor miał miejsce kiedy jechał z dziewczyną, a właściwie ze swoją narzeczoną, ponieważ oświadczył się jej dziesięć minut wcześniej. Jechali razem do jej domu. Nie poruszali się szybko ponieważ, chcieli wrócić przed załamaniem pogody. W pewnym momencie zza zakrętu wyjechała jakaś pół ciężarówka i bez żadnych ostrzeżeń skręciła prosto na nich. Wiktor obrócił motocykl na lewą stronę jednocześnie kładąc motor na przeciwną. Niestety nie pomogło to zatrzymać się i obydwoje uderzyli w róg pojazdu. Po wypadku przez tydzień był nieprzytomny, a kiedy już przebudził się przez następne dwa tygodnie był obok swej ukochanej. Niestety nie obudziła się już nigdy. Mężczyzna po wyjściu ze szpitala nie wiedział co z sobą zrobić. Przez cztery miesiące był jak we śnie, a dokładniej koszmarze. Dopiero po tym czasie zaczął rozglądać się za mieszkaniem. Jedyny warunek to jak najdalej od ludzi i miejsc które zna.
Pierwsze od czego zaczął to obejrzenie drzwi a po stwierdzeniu, że są one w dobrym stanie wymienił zamek i wszedł do środka by zrobić wstępną selekcję rzeczy które zatrzymać a które wyrzucić. Po jakimś czasie usłyszał pukanie do drzwi, nie spodziewał się tego dźwięku i aż podskoczył, kiedy otworzył drzwi stała za nimi śliczna rudowłosa kobieta. Kobieta speszyła się i wystraszyła jego wyglądem, a następnie szybko odeszła. Mężczyzna stał przez chwilę w progu patrząc na jej znikającą sylwetkę. Po czym odwrócił się i wrócił do swoich zajęć.
Sprzątanie zajęło mu czas do wieczora, a właściwie do późnej nocy. Następnego dnia po zjedzonym późnym śniadaniu przejrzał apteczkę. Po gruntownym jej obejrzeniu wyrzucił wszystko oprócz bandaży. Następnie spisał wszystko co według niego potrzebne jest do apteczki, nie zapominając jednocześnie o łagodnych środkach przeciwbólowych, wziął karteczkę i poszedł do miasta poszukać apteki. Znalazł ją bardzo szybko. Wszedł do środka i ustawił się na końcu kolejki. Kiedy doszedł do okienka, zaczął czytać po kolei wszystko co wcześniej sobie zapisał. Następnię zapłacił, podziękował i wyszedł. Na zewnątrz już przyszło mu na myśl aby kupić coś na obiad, a gdy przechodził obok piekarni a do jego nozdrzy doszedł zapach świeżo upieczonego pieczywa, wszedł do środka i nabył sześć małych bułeczek.
Kiedy doszedł do swego domu poszedł na jego tył, gdzie stał samochód kempingowy w którym mieszkał na czas remontu. Rozpakował zakupy, a następnie usiadł na kanapie, a właściwie na łóżku, oparł głowę o ścianę i wgryzł się w mięciutką, świeżą bułeczkę. Do jego głowy przyszedł obraz kobiety którą widział dnia wcześniejszego. Zastanawiał się co kobieta robiła w tym miejscu, przecież jego dom jest praktycznie ostatnim a dalej jest tylko mały zagajnik. Gdy, skończył jeść, wstał i wszedł do domu by wystawić na zewnątrz worki przygotowane dnia wcześniejszego.
Rozdział 3 - Wiktor Konrad
Wiktor obudził się z samego rana, gdy zorientował się, że został podłączony do wodociągów, a dokładniej mieszkanie zostało podłączone, wziął szybki prysznic. Po wszystkim założył swoje ubranie robocze i wyszedł z kampera. “Czas zacząć remont na poważnie”, pomyślał po czym wziął narzędzia i zaczął rozbierać okna. Około godziny czternastej zrobił sobie przerwę na kanapki i kawę. Podczas tego posiłku usłyszał pukanie do drzwi, wstał i z zaciekawieniem poszedł otworzyć drzwi. Za nimi stała ta sama kobieta która wczoraj tak szybko uciekła
- Dzień Dobry. - zaczęła kobieta z lekkim strachem w głosie - Nazywam się Vanessa i chciałem przeprosić za moje wczorajsze zachowanie.
- Dzień Dobry - powtórzył Wiktor - Nie ma sprawy nic się nie stało. Może wejdzie Pani do środka, a ja podam kawę lub herbatę.
- Z chęcią, dziękuję - odparła Vanessa a na jej ustach pojawił się niewielki uśmiech. Kiedy tak siedzieli popijając swoje napary, kobieta spytała - Od dawna jest Pan w tym mieście?
- Przyjechałem przedwczoraj wieczorem i proszę mówić mi po imieniu. - zaproponował Wiktor.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem. - dobrze odparła, cały czas uśmiechając się.
- Jaki to warunek? - spytał mężczyzna, po czym dodał śmiejąc się - Mam nadzieję, że nic nielegalnego.
- Spokojnie, nie martw się. Przejdę na “ty”, jeśli również zrobisz to samo.
- Będzie mi bardzo miło. - Rozmawiali tak jeszcze przez jakiś czas, w pewnym momencie kobieta spojrzała na zegarek po czym szybko wstała mówiąc
- Rany jak późno, ja muszę już iść. Jeśli nie będę ci przeszkadzać to z chęcią przyjdę tu jutro.
- Będzie mi bardzo miło.
Pożegnali się, po czym kobieta odwróciła się i udała w swoją stronę, Wiktor natomiast patrzył na jej malejącą sylwetkę myśląc “Gdyby nie pewne sprawy to może mielibyśmy szansę być razem, a tak pozostaje tylko nic nie zniszczę i to będzie dobra znajomość”. Mężczyzna odwrócił się wszedł do kampera i wyciągając z niego komórkę zadzwonił do firmy zamawiając komplet okien do drzwi. Następnie zadzwonił do innej firmy by przysłali mu deski. Kiedy rozłączył się powiedział sam do siebie. Tak patio lepiej pasuje niż weranda. Wziął narzędzia by zacząć rozbiórkę werandy gdy poczuł ból lewej dłoni. Już wcześniej czuł ból, jednak nigdy nie był on tak silny. Szybko wszedł do kampera zamknął się, zdjął rękawiczkę, osłonę i patrząc na swą mechaniczą dłoń, zacisnął ją, mocno zacisnął powieki i liczył do dziesięciu, jednocześnie głęboko oddychając.
Jego mechaniczna proteza jest jedyną oznaką stanu majątkowego Wiktora. Tytanowa powłoka która sprawia, że może bez żadnego niepokoju przechodzić przez proste bramki bez ryzyka włączenia, oczywiście te bardziej zaawansowane skanery wykryją i pokażą, że nie jest ona prawdziwa, ale wtedy wystarczy tylko legitymacja i po problemie. Sama proteza ma też bardzo nowatorski system montażu. To znaczy jest połączona bezpośrednio z kością ręki oraz ma poprowadzone kanaliki które mają wspomagać odbudowę nerwów na niej. Wiktor sam w to nie wierzył ale jak zapewniali go lekarze po czterech latach od wczepienia jego naturalna skóra pokryję całą protezę a w krok za skórą pójdą wszystkie nerwy, co za tym idzie ta ręka będzie taka sam jak prawdziwa.
Rozdział 4 - Vanessa Kolt
Kobieta chodziła do Konrada przez kilka tygodni za każdym razem rozmawiając z nim godzinami. No może rozmawiając to nie do końca dobre określenie, raczej wygadując się podczas gdy on jej słuchał i od czasu do czasu wtrącał jakieś słówka. Któregoś dnia podczas jednego z takich monologów, spytała.
- Czy ja cię nie męczę? Cały czas mówię a ty tylko milczysz. Dlaczego?
- Nie męczysz mnie. - odparł - A milczę dlatego, że nie chcę ci przerywać a twój głos mnie relaksuje.
- Relaksuje? Jak to? - spytała lekko zdziwiona.
- Po prostu, masz bardzo przyjemną barwę głosu. Odpręża mnie ona i sprawia, że mógłbym ciebie słuchać w nieskończoność.
- Serio? - spytała szczerze zdziwiona - A ja sądziłam, że mój głos jest taki jak wszystkich kobiet.
- Oj, wierz mi nie jest. - Odparł mężczyzna, uśmiechając się delikatnie - jesteś drugą kobietą której głos tak na mnie działa.
- Tak, a kim była ta pierwsza. Z chęcią bym ją poznała.
- Może kiedyś ci powiem. Znamy się troszkę zbyt krótko. Mam nadzieję, że to rozumiesz.
- Oczywiście. A tak z innej beczki jutro nie przyjdę do ciebie, mamy inwentaryzację w aptece i muszę zostać do późna.
- Rozumiem. To może dla odmiany to ja odwiedzę ciebie.
- Byłoby miło. O której zamierzasz wpaść?
- Nie wiem. Zobaczę o której będę wolny.
- W porządku to do jutra. - odparła Vanessa, pomachała do niego po czym odwróciła się i poszła do domu.
W mieszkaniu oparła się o drzwi, zamknęła oczy i zaczęła rozmyślać o całej znajomości z Wiktorem.
- Dlaczego to co on mówi tak na nią działa. - Myślała - Mówi mu o wszystkim, nawet rzeczy które przemilcza koleżance wyjawia jemu. A ponadto gdy obserwuje jego pracę i sposób zachowania, ona robi coś jakby była jakąś nastolatką która dopiero zaczęła dojrzewać. Racja był przystojny, nawet bardzo. Miał w sobie jakąś pociągającą tajemnicę którą chciała rozgryźć. Zachowywał się grzecznie, szarmancko ale bez zbytniego przesadyzmu. tak jak to mieli w zwyczaju niektórzy. Jego zachowanie widać, że jest naturalne i niewymuszone, dzięki czemu jeszcze bardziej zwraca na siebie uwagę. I czemu zgodziła się by ją odwiedził, przecież jak przyjdzie to nie będzie mogła skupić się na pracy. - Z rozmyślań wyrwał ją jakiś głos, wydawał się on znajomy lecz przez chwilę nie mogła go utożsamić z nikim, dopiero gdy doszło do słowo “Nes”, odwróciła się w kierunku z którego dobiegał, zamrugała kilka razy i powiedziała “Henio:, po czym rzuciła mu się w ramiona. Trwali tak w objęciach przez jakieś trzydzieści sekund, gdy w końcu odstąpili od siebie, kobieta z promiennym uśmiechem spytała.
- Od dawna, czekasz?
- Nie dopiero przyszedłem. Dobrze, że dałaś mi klucze do tego domu, inaczej nie mógłbym zrobić ci takiej niespodzianki.
- Racja. - odparła Vanessa, po czym wypytała Henryka o wszystko co robił przez ten cały czas, oczywiście mężczyzna nie pozostawał bierny i z każdą odpowiedzią wędrowało pytanie w stylu “Co u ciebie?”, lub “Czy znalazłaś już swoją drugą połówkę”.
Vanessa i Henryk wychowywali się razem, mimo że ich kuzynostwo nie było bliskie, raczej można by powiedzieć “dziewiąta woda po kisielu”, to byli ze sobą blisko, i to bardzo. Nie raz ludzie gdy widzieli ich razem sądzili, że są rodzeństwem. A Henryk był dla Vanessy jak bratnia dusza, osoba na którą zawsze mogła liczyć. Kobieta do teraz pamięta jak kiedyś po kłótni z rodzicami uciekła z domu i poszła do niego. Mieszkali razem przez tydzień, przez ten czas wypłakiwała się mu w ramię mówiła wszystko. On w tajemnicy przed nią rozmawiał z jej rodzicami a później zorganizował spotkanie na którym usadził ją z rodzicami na przeciwko i powiedział “Nie wstaniecie od stołu póki się nie pogodzicie”, później mówił jakie ma Vanessa a jakie jej rodzice. Po jego przemowie przez jakiś czas panowała cisza, i to taka która raniła uszy, po parunastu minutach cała trójka jednocześnie powiedziała przepraszam i uściskali się serdecznie, a Henryk w tym momencie powiedział coś w stylu “Nareszcie zmądrzeliście”. Mężczyzna był ledwie trzy lata starszy od Vanessy, ale miał a właściwie dalej ma, wielkie umiejętności empatii.
Rozdział 5 - Wiktor Konrad
Wiktor wstał, wcześnie, nawet przed wschodem słońca chociaż już od jakiegoś czasu tak wstaje. Jego codzienną czynnością było mimowolne masowanie połączenia lewej ręki między dłonią a ramieniem. Od jakiegoś czasu próbował nawet z tym walczyć, jednak gdy coś weszło głęboko w jego naturę bardzo ciężko jest się tego pozbyć. Następnie doszyły do niego wspomnienia wczorajszego spotkania z Vanessą a na jego ustach pojawił się uśmiech. Lubił z nią przebywać, tak naprawdę to zanim ją poznał był ponury, markotny i ogólnie depresyjny. Postanowił dzisiaj nie robić nic w mieszkaniu tylko poszedł do łazienki wziąć pobudzający prysznic, łazienka główna z wanną jeszcze nie była gotowa, oraz przygotować się do spotkania. Po pospiesznie zjedzonym śniadaniu wyjrzał przez okno w celu ocenienia pogody po czym wyszedł, z domu. Po drodze wszedł do kawiarni i zamówił trzy kawy na wynos, jedną dla siebie, następną dla Vanessy a trzecią dla znajomej z którą pracuje, a o której wspominała. Kiedy stanął przed apteką, zobaczył na drzwiach napis “Przepraszamy nieczynne. Prosimy przyjść jutro”. Mimo zaleceń napisu na drzwiach uniósł wolną dłoń i zapukał do drzwi. Po czwartym zapukaniu zza drzwiami pojawiła się kobieta która przez szybę powtórzyła to co było napisane po czym odwróciła się do mężczyzny plecami. Wiktor zapukał jeszcze raz a gdy kobieta odwróciła się powiedział, że przyszedł do Vanessy. Kobieta przewróciła oczami i powiedziała, by chwilę zaczekał po czym poszła na zaplecze. Nie dłużej niż pół minuty później obie kobiety wyszły z zaplecza a kiedy Vanessa ujrzała Wiktora podeszła do drzwi i otworzyła je. Gdy mężczyzna wszedł do środka, kobieta zamknęła za nim drzwi i przekręciła zamek blokując je. Odwróciła się do niego mówiąc “spodziewałam się ciebie za jakąś godzinę”.
-Jak chcesz mogę sobie pójść i wrócić za tę godzinę. - odpowiedział z delikatnym uśmiechem.
-Nie, nie trzeba - odparła wesoło - A tak w ogóle to poznajcie się. To jest moja serdeczna koleżanka Weronika Duch, a to, mój znajomy Wiktor Konrad. Przedstawieni podali sobie ręce, a Weronika w momencie ujmowania jego dłoni posłała mężczyźnie swój zalotny uśmiech. Ten jednak nie zwrócił na to uwagi, bądź nawet nie zauważył tego. Przez jakieś dziesięć sekund ciszy, Wiktor powiedział “przyniosłem wam kawę” po czym podał kobietom papierową torbę w której były w papierowych kubeczkach z plastikowymi pokrywkami by dłużej zachować temperaturę. Obie kobiety powiedziały dzięki i wzięły swoje kawy, a mężczyzna mówił dalej.
- W torebce jest jeszcze cukier i śmietanka. Vanessą wiem, że pijesz czarną ale może twoja koleżanka …. - zaczął mówić lecz Wiktoria mu przerwała
- Też pijam czarną. Tak naprawdę to ja nauczyłam Nessi, pić taką. Na początku zawsze dosypywała do kawy cukier. Jednak wystarczył tydzień byśmy obie piły tylko taką.
- Tydzień? Jakim cudem, tak szybko zmieniłaś przyzwyczajenia? - spytał mężczyzna Vanessę, ta tylko odparła, że to przez wycieczkę i jeśli chcę więcej to niech zapyta się Weroniki a jak coś to ona będzie na zapleczu. Po czym wyszła, a Wiktor całą swoją uwagę zwrócił ku drobnej brunetce o krótkich włosach kończących się tuż za uchem oraz piwnymi oczami i spytał - Opowiesz mi więcej o tej wycieczce?
- Oczywiście. - odpowiedziała z uśmiechem - To było tuż po ogłoszeniu wyników matur, obie w nagrodę za dobre stopnie pojechałyśmy na tydzień do Włoszech. Miałyśmy wszystko załatwione, hotel, wyżywienie, dojazd. A jaka pogoda. Po prostu cudo, mówię ci musisz kiedyś tam pojechać - to mówiąc dotknęła delikatnie ramienia mężczyzny - Jechałyśmy przez całą noc i żeby nie przespać pięknego dnia poszłyśmy do kawiarni. Oczywiście na początku chciałyśmy zamówić zwykłą kawę, ale jak zobaczyłyśmy ponad trzydzieści rodzajów wzięłyśmy na espresso. I to był nasz błąd, niby mała kawka, w jeszcze mniejszej filiżance, ale dała nam takiego kopa, że miałyśmy energię przez cały dzień.
- W porządku, ale co to ma wspólnego ze słodzeniem kawy - wtrącił mężczyzna
- Zaraz do tego dojdę, nie przerywaj - upomniała go Wiktoria - W każdym razie chodziłyśmy tam codziennie i przyglądałyśmy się ludziom oraz brałyśmy inne rodzaje kaw. Zauważyłyśmy też, że nie ma na stolikach słoiczków z cukrem. Gdy zapytałyśmy się dlaczego usłyszałyśmy o nietakcie takiego słodzenia, oraz że jeśli lubimy kawę na słodko powinnyśmy zamówić którąś z tych, w tym miejscu pokazała nam sześć rodzajów kaw które są jak desery. A jednocześnie pobudzają. Po powrocie do domu kiedy zamówiłyśmy kawę, posłodziłyśmy ją, wzięłyśmy tylko łyk i zostawiłyśmy prawie nienaruszoną. Nie mogłyśmy już tknąć słodkiej kawy
- Moment, wy dwie. Podobno to dzięki to Vanessa nie pije słodkiej kawy. Myślałem, że ty już wcześniej przestałaś taką pić.
- Mówiłam, że dzięki mnie ponieważ to był mój pomysł z tym wyjazdem.
- Skończyliście już - zawołała Vanessa z zaplecza - może byś przestał odwracać uwagę Weroniki od zajęć.
- To może ja tobie pomogę - odezwał się mężczyzna - a później później pokażesz mi miasto. Bo wiesz, praktycznie nigdzie nie byłem.
- Czemu nie, - odpowiedziała - chodź do mnie.
Rozdział 6 - Vanessa Kolt
Kiedy Vanessa z samego rana i uśmiechem na ustach otwierała aptekę została spytana przez Weronikę co ją wprawiło w tak dobry nastrój ta odpowiedziała tylko “Nic takiego”, chociaż z tonu oraz reakcji jej twarzy można było wywnioskować, że to wcale nie jest takie nic. Po czym wzięły się do pracy, Jakieś trzy, a może cztery godziny później Weronika przyszła do niej mówiąc iż przyszedł jakiś mężczyzna do niej. Kiedy kobieta rozpoznała Wiktora jej środek eksplodował ze szczęścia, chociaż starała się ze wszystkich sił ukrywać Przedstawiła ich sobie a następnie udała się na zaplecze, co jakiś czas słuchając ich rozmów. Dziesięć minut później kiedy zwróciła uwagę Wiktor przyszedł do niej z pomocą, chociaż prawdę mówiąc bardziej przeszkadzał niż pomagał. Gdy skończyli pożegnali się i Vanessa zgodnie z obietnicą zabrała Wiktora na spacer po mieście.
Miasto było niewielkie ale miało swój urok. Rynek i jednocześnie centrum było pełne starych kamienic, które jak mówiła kobieta zostały niedawno odnowione tak by wyglądały jak nowe, ale jednocześnie zachowały swój klimat. Mężczyzna przyznał Vanessie, że udało się. A kiedy zauważył małą restauracyjkę spytał kobietę czy miałaby ochotę zjeść z nim późny obiad. A kiedy ta z aprobatą poparła jego inicjatywę, po czym oboje ze smakiem zjedli zamówione danie jednocześnie cały czas rozmawiając i śmiejąc się. Po posiłku Wiktor gdy zobaczył jak Vanessa sięga do torebki i zapytał, “Co robisz?”
- Chciałam zapłacić. - odpowiedziała automatycznie.
- O nie, pozwól, że ja zapłacę. - żachnął się Wiktor.
- Dlaczego?
- Ponieważ ja cię zaprosiłem, i tym sposobem chciałbym podziękować Tobie, że tak długo wytrzymujesz w moim towarzystwie.
- To nie jest takie trudne, jest bardzo przyjemnie. - odparła uśmiechając się, po czym zamilkła na chwilę.
Oboje tak siedzieli w milczeniu aż zadzwonił telefon kobiety. Ta odebrała go mówiąc do mężczyzny przepraszam a po pospiesznie zakończonej rozmowie powiedziała, że musi pójść do domu. Kiedy Witkor zaproponował, że ją odprowadzi zgodziła się po czym wzięła go pod rękę. Szli w milczeniu a pod domem kobiet ta objęła go i wyszeptała do ucha “Niedługo się spotkamy, do zobaczenia”, ten odparł jej “Już nie mogę się doczekać”, po czym odsuwali się od siebie cały czas stykając prawymi rękoma. Kiedy tylko ich dłonie się stykały ich palce lekko się uniosły i delikatnie poruszyły drażniąc wewnętrzną część dłoni, następnie kobieta odwróciła się i poszła do domu. Mężczyzna wodził za nią wzrokiem aż ta nie zamknęła za sobą drzwi. Dopiero wtedy odwrócił się i poszedł w drogę powrotną na rynek by stamtąd pójść do domu.
Kobieta w tym czasie tuż po zamknięciu drzwi Vanessa oparła się o nie dotknęła dłonią swego serca, policzyła do dziesięciu a następnie lekko uchyliła drzwi ukradkiem wyglądając za mężczyzną. Widziała jak wolno idzie w stronę centrum. Zamknęła drzwi i udała się do kuchni zrobić sobie herbatę na uspokojenie. W jej głowie zrodziło się pytanie, czemu poprosiła Weronikę o telefon? Było tak przyjemnie? W myślach prowadziła bardzo ożywioną dyskusję jednak te pytania pozostały bez odpowiedzi. Kobieta chciała do niego zadzwonić i zaprosić, lecz później doszło do niej, że nie ma jego numeru a zaraz po tym jak ma mu powiedzieć o tym małym kłamstwie, że musi wracać szybko do domu? By zająć umysł czymś innym wzięła się za finanse swojej firmy.
Rozdział 7 - Wiktor Konrad
Dnia następnego po spotkaniu gdy mężczyzna jadł śniadanie usłyszał pukanie do drzwi i zaciekawiony podszedł do nich. W progu stał krótko ostrzyżony blondyn. Mężczyzna powiedział “Dzień dobry. Czy pan Wiktor Konrad?”
- To zależy. - odparł Wiktor - A o co chodzi?
- Chciałbym porozmawiać o naszej wspólnej znajomej? - kontynuował mężczyzna.
- Wspólna znajoma? - zawtórował pytająco - A któż to taki?
- Vanessa.
- Rozumiem. W takim razie, tak. To ja jestem Wiktor Konrad, może pan wejdzie?
- Dziękuje. - odparł mężczyzna - A tak przy okazji jestem Henryk. Henryk Liniak. Chciałbym zapytać się jakie ma pan plany co do Vanessy.
- Plany, a muszę mieć jakieś. Nie możemy po prostu spędzać razem czasu i czekać jak znajomość się rozwinie?
- Panie Konrad, proszę ze mną nie prowadzić żadnych gierek. - odparł Henryk. - Wie pan co, na razie wyjdę, ale proszę wiedzieć, że Vanessa to jedyna rodzina jaka mi została i jeśli się dowiem, że została zraniona nie zazna Pan spokoju.
- To groźba? - powiedział Wiktor bezbarwnym głosem.
- Proszę to traktować jak pan chce. - odpowiedział Henryk - Aha, jeszcze jedno. Proszę nie wspominać Vanessie o naszej rozmowie. Nie musi mnie pan odprowadzać, sam trafię do wyjścia. - powiedział, po czym odwrócił się i skierował w kierunku drzwi. Kilka sekund później Wiktora doszedł dźwięk zamykanych drzwi.
Mężczyzna siedział przez moment w milczeniu analizując słowa swego gościa a gdy otrząsnął się spostrzegł, że trzyma w powietrzu rękę z niedokończoną kanapką. Zjadł ją do końca i wziął się do pracy. Jakieś trzy bądź cztery godziny później rozległo się pukanie do drzwi, a zaraz za nim kobiecy głos “Wiktor, to ja Vanessa.”, mężczyzna odparł podniesionym głosem, tak by doszedł do niej odpowiedział “Drzwi są otwarte”. Następne co doszło do jego świadomości to jak kobieta wchodzi do pomieszczenia i opiera się o ścianę a palce jej ręki gładzą parapet. Mężczyzna tylko uśmiechnął się na ten widok i odparł “parapet już wyczyszczony, jeśli masz ochotę to śmiało, usiądź”.
- Tylko jeśli usiądziesz obok mnie. - odparła figlarnie uśmiechając się i puszczając do niego oko.
Wiktor milczał wstał i zrobił w jej stronę dwa kroki, kobieta odczytując jego znaki usiadła na parapecie a ten usiadł obok. Vanessa przysunęła się do niego. Oboje byli na tak blisko siebie, że prawie dotykali się nosami. Czuli ciepło swych oddechów na policzkach, gdy byli w tej pozie kobieta wyszeptała. - Wiesz, jeszcze przy żadnym mężczyźnie nie czułam się tak jak z tobą. Jesteś naprawdę niezwykłym facetem.
- Ty również jesteś jedyna w swoim rodzaju. - wyszeptał w odpowiedzi Wiktor. A gdy kobieta zamknęła oczy i wysunęła usta w jego kierunku ten delikatnie się odsunął po czym zbliżył usta do jej ucha i wypowiedział słowa które ją zaskoczyły ale i wprawiły w niezwykle dobry nastrój - Nie pocałuje cię. Gdybym zrobił to teraz, znaczyłoby, że cenię tylko twe ciało a to nieprawda. Jesteś dla mnie ważna, cała i każda twoja najmniejsza cząstka sprawia mi radość.
Rozdział 8 - Vanessa Kolt
Gdy usłyszała słowa Wiktora otworzyła oczy i odsunęła się troszkę, tak by widzieć całą jego twarz. Nie powiedziała nic tylko badała ruchy mięśni twarzy mężczyzny starając się odgadnąć co dokładnie miał na myśli mówiąc to wszystko. Postanowiła poddać go testowi, i zadać pytanie w którym każdy mężczyzna zachowaniem swego ciała zdradza więcej niż słowami.
- Uważasz, że jestem nieatrakcyjna?
- Słucham? - odparł szeroko otwierając oczy. - Nie, jesteś, że się tak wyrażę “laska pierwsza klasa”, jednak zauważyłem w tobie coś jeszcze. To coś jak w wielkim dziele sztuki znajduje się tuż przy ramie. Na co normalnie bez żadnego nakłonienia nie zwraca się uwagi.
- Coś jeszcze? - powtórzyła Vanessa - A cóż to takiego? - spytała nieukrywając zainteresowania.
- Ja, nie potrafię tego nazwać. Widzę w tobie inteligentną, błyskotliwą oraz uroczą kobietę. Która ma pewien sekret.
- Sekret? - powiedziała, spoglądając na niego w ukosa - Jaka, jest to twoim zdaniem tajemnica?
- Naprawdę nie mam pojęcia. - odparł, po czym z uśmiechem wskazującym wyraźnie na żart dodał - może trzymasz w piwnicy ludzkie szczątki i odprawiasz tajemnicze rytuały.
- Niee - odpowiedziała ze śmiechem - o to możesz być spokojny w mojej piwnicy nie ma nic takiego. Patologia mnie nie kręci. Tak prawdę mówiąc brzydzę się samego widoku krwi.
- Zdradzić ci tajemnicę? - spytał Witkor, a gdy kobieta skinęła twierdząco odparł - to zbliż się. Jeszcze odrobinkę. - kiedy już jego usta były przy jej uchu powiedział - Mam tak samo. - Po czym oboje odsunęli się spojrzeli sobie w oczy i jednocześnie roześmiali.
Rozmawiali tak ze sobą jakiś czas, aż uwagę Vanessy przyciągnął jakiś inny mężczyzna idący w ich kierunku. Jej uwagę najbardziej przyciągnęła paczka którą miał w rękach. Ów nieznajomy podszedł do Wiktora przedstawił się dzięki czemu wiedziała, że jest dostawcą z restauracji i przywiózł zamówienie. Wiktor zapłacił mu po czym mężczyzna grzecznie się pożegnał i odszedł w kierunku samochodu a następnie odjechał. Wiktor zwrócił się do Vanessy - Byłbym zaszczycony gdybyś zjadła ze mną. Kobieta uśmiechnęła się oraz odparła, że z chęcią zje w tak miłym towarzystwie. W trakcie tego poczęstunku zadzwonił jej telefon, Vanessa przeprosiła Wiktora, wstała i odchodząc kilka kroków odebrała telefon.
- Vanessa Kolt, słucham.
- Przecież wiem, że to ty nie musisz się przedstawiać. Jak szybko możesz być w aptece? - odparł kobiecy głos w słuchawce.
- To taki nawyk, znasz mnie przecież. Mogę być w ciągu piętnastu minut. A co, stało się coś? - spytała zaniepokojona
- Można tak powiedzieć. Ale to nie jest rozmowa przez telefon. - Po czym rozmowa się skończyła. Vanessa odwróciła się w kierunku Wiktora i odparła.
- Musimy skrócić nasze spotkanie. Potrzebują mnie w aptece.
- Coś się stało? - spytał ze szczerą troską mężczyzna - Może pójść z tobą?
- To miło z twojej strony ale muszę to załatwić sama. Zadzwonię do ciebie jak będę wolna. Jeśli nie odezwę się wieczorem albo jutro do dziesiątej znaczy, że zapomniałam lub coś mi wypadło, wtedy ty zadzwoń. - odparła wręczając mu numer telefonu. - To jest mój prywatny numer. Odbiorę go na pewno.
- W porządku tylko wyślę ci sygnał abyś wiedziała jaki mam numer, ponieważ dostałem nowy i jeszcze nie zapamiętałem go. - Po czym wpisał numer w telefon i wysłał sygnał Vanessie. Pożegnali się krótkim uściskiem po czym kobieta pospiesznym krokiem udała się w kierunku apteki. Kiedy dotarła na miejsce pierwsze co ją zaniepokoiło to radiowóz stojący przed wejściem. Gdy podeszła pod przejście jeden z policjantów zatrzymał ją i poprosił o dokumenty oraz spytał gdzie była. Po udzieleniu wszystkich odpowiedzi weszła do środka gdzie zastała Weronikę. Kiedy ta ją ujrzała podeszła do niej i powiedziała prosto z mostu - Ktoś ukradł nam leki.
- Jakie leki? - odparła prawie automatycznie Vanessa.
- Acodin. Zniknęły dwanaście pudełek.
- Niedobrze, już od jakiegoś czasu staram się by zostały one wycofane lub zastąpione innym lekiem. - powiedziała Vanessa
- Dlaczego? - spytał przysłuchujący się całej rozmowie policjant.
- Ponieważ - zaczęła wyjaśniać kobieta - lek jest silnie uzależniający. Prawie jak popularne narkotyki typu marihuany czy haszyszu.
- Czyli podejrzewa pani, że to włamanie narkomana? - spytał policjant.
- Nie jestem pewna. - odparła - jednak jeśli tylko ten lek zginął to raczej tak. Muszę dokładnie sprawdzić wszystkie zapasy leków.
- Jak długo to zajmie? - dopytywał się policjant.
- Myślę, że dzień albo dwa.
- W porządku gdy tylko pani skończy proszę dać znać na komisariacie jeśli jeszcze jakieś leki będą nosiły ślady nieuzasadnionego pobrania.
- Oczywiście. - odparła Vanessa - A teraz przepraszam muszę zadzwonić. - Po czym wyciągnęła telefon i wybrała numer Wiktora. - Wiktor, posłuchaj przepraszam cię, ale nie możemy się spotkać jutro. Miałam włamanie do apteki, nie nic poważnego ale muszę zobaczyć ile dokładnie zniknęło. Zadzwonisz do mnie jutro wieczorem? Tak? Świetnie, to jesteśmy umówieni. - po czym rozłączyła się i spojrzała na Weronikę.
- Wiktor? A kto to?Ten przystojniaczek który przyszedł do apteki? Aleś ty szybka, facet ledwie przyjechał a ty już na niego lecisz. - powiedziała Weronika z grymasem świadczącym o żartobliwym kontekście tego zdania.
- Daj spokój, to tylko nic nie znacząca znajomość. - odparła Vanessa, delikatnie oblewając się rumieńcem - Żadne z nas nie robi nic złego. Nietaktownego też nie. Jesteśmy tylko znajomymi lubiącego spędzać ze sobą czas.
- Tak, jasne, oczywiście. Już ci wierzę. - odparła Weronika - widziałam go i znam ciebie. On nie wygląda jak przyjaciel. A ty nie patrzysz w taki sposób na przyjaciela.
- Wiesz, skończmy ten temat. Mamy pracę do zrobienia. - urwała rozmowę i zaczęła sprawdzać ilości leków ignorując słowa Weroniki.
Rozdział 9 - Henryk Liniak
Henryk obudził się o godzinie czwartej rano. Mimo, że spotkanie miał zaplanowane na godzinę dwunastą, już od dawna nie ważne o której się kładł to zawsze wstawał o tej samej porze kompletnie wybudzony. Mężczyzna włączył telewizor w poszukiwaniu wiadomości a następnie zaczął ćwiczenia by krew rozgrzała każdy kawałek ciała. Godzinę później wszedł do łazienki spłukać pot, oraz odświeżyć się. Następnie ubrał się. Wybrał proste codzienne ubranie czyli niebieski jeansy, biały podkoszulek i jeansową katanę z dodatkowym kapturem który zrobiony był z innego materiału. Tak przygotowany usiadł w fotelu i czekał aż otworzą hotelową restaurację, oczywiście mógł wybrać sobie coś z szwedzkiego stołu gdzie przykryte przeźroczystymi kloszami są dania gotowe i owoce. Jednak mężczyzna myślał “Do siódmej już niedaleko, a śniadanie jest podstawowym posiłkiem w dniu”. Sam do siebie się uśmiechając. Kilka minut po siódmej skierował się do drzwi gdy zamknął je za sobą skierował się w kierunku klatki schodowej a następnie restauracji. Kiedy usiadł przy stoliku podeszła do niego atrakcyjna blondynka z kartą, podziękował i biorąc do ręki kartę obserwował jak kobieta wraca do miejsca przy mini barku. Obserwując ją zastanawiał się czy właściciele restauracji zatrudniają takie kelnerki podświadomie czy z premedytacją wykorzystując pewne zagrania które można streścić w zdaniu “zadowolony klient, to powracający klient”. Otrząsnął się z tych myśli gdy zorientował się iż kobieta na niego patrzy. Uśmiechnął się w jej kierunku a ona odpowiedziała mu tym samym, jednak ten uśmiech był inny niż ten z którym do niego podeszła widać było, że jest on przeznaczony tylko dla niego. Gdy mężczyzna wybrał interesujące go danie odłożył menu, kelnerka widząc to podeszła do niego odebrać zamówienie i przekazać je dalej. Czekając na zamówienie Henryk rozglądał się po pomieszczeniu. Widać było, że większość gości jeszcze śpi. Oprócz niego na sali były tylko trzy osoby, nie licząc personelu. Kiedy kelnerka przyniosła mu zamówione danie, chciał do niej zagadać oraz poprosić by usiadła obok i umiliła mu czas dyskusją, niestety mężczyzna był z natury nieśmiały i nie potrafił dobrać odpowiednich słów. Wszystkie które pojawiały się w jego głowie od razu dostawały etykietę “tani podryw”, czy “na pewno słyszała już milion razy podobne”. Po niespiesznie zjedzonym śniadaniu, poprosił by dopisano to do rachunku jego pokoju, po czym podał kartę z numerem a następnie wstał i udał się w kierunku biura którego lokalizację miał spisaną. Kiedy notariusz do niego zadzwonił tydzień temu i mówił o odczytaniu testamentu, nawet nie wiedział, że ktoś z jego rodziny umarł. Chodziło dokładnie o ciotkę. To nie była jakaś bliska ciotka, mężczyzna wiedział tylko, że to jakaś dalsza krewna ze strony jego ojca, widział ją może dwa lub trzy. Dlatego też był w szczerym szoku gdy okazało się iż ona właśnie zostawiła mu cokolwiek. Co dokładnie miał dowiedzieć się na odczytaniu.
Mężczyzna spacerował po mieście i parku czekając na południe a następnie udał się do notariusza. Gdy przywitał go mężczyzna koło sześćdziesiątki, łysiejący z delikatnie zarysowanym brzuszkiem powiedział mu o swoim zdziwieniu, sądził on że nie będzie sam. Notariusz poinstruował go, że reszta osób wymienionych w testamencie odebrała już swoje rzeczy. Następnie zapytał czy mogą zaczynać. Henryk odpowiedział twierdząco a notariusz zajął swoją miejsce za biurkiem wskazując mężczyźnie krzesło naprzeciwko po czym zaczął czytać. Kiedy zamilknął spojrzał na Henryka a on powtórzył
- Zapisała mi restaurację?
- Tak tu jest zapisane. Restauracja wraz z mieszkaniem znajdującym się bezpośrednio nad nią, jest pańskie.
- Wie pan, jak nazywa się ta restauracja?
- Owszem, to “Hel”.
- Hel? Chodziłem po mieście i nie widziałem takiej restauracji.
- Ponieważ dość dobrze wtopiła się w okolicę. Wie pan jak z biura dojść do dworca. Obok budynku dworcowego znajduje się piętro budynek. Jej parter zajmuje właśnie restauracja Hel.
- Ja, mam jeszcze jedno pytanie. Czy mój spadek jest w jakiś sposób obciążony?
- Proszę się nie martwić, sprawdziłem dokładnie nie ma się pan czego obawiać.
- No to w takim razie dziękuję. Ja chyba powinienem się wybrać do mojego lokalu.
- Do zobaczenia - odpowiedział notariusz.
Rozdział 10 - Henryk Liniak
Henryk wyszedł na ulicę i otarł pot z twarzy. A przynajmniej tak mu się wydawało choć gdy spojrzał na swoje ręce były one suche. “A więc zostałem właścicielem restauracji. Po prostu pięknie”, następnie przyszło mu do głowy by odwiedzić swój nowy nabytek. Spacer i odnalezienie budynku zajęło mu jakieś dziesięć minut. Gdy wszedł do środka jego oczom ukazał się widok starych lecz zadbanych mebli oraz wielka pustka. Gdy usiadł przy stoliku podeszła do niego kelnerka z pytaniem co zamawia.
- Może podałaby pani jakieś menu? - spytał Henryk
- Nie ma takiej konieczności. Podajemy tylko kawę, herbatę i jajecznicę. - odpowiedziała kelnerka znudzona.
- Widzę, że państwa kucharz nie ma wiele do roboty.
- Żadnego nie mamy. Wszystko robimy sami?
- Ile osób tu pracuje? - zapytał zaciekawiony Henryk.
- Trzy. Dwie kelnerki i sprzątaczka.
- Tylko, ktoś powinien zatrudnić dodatkowy personel.
- Niestety właścicielka zmarła a nowy szef jeszcze się nie pojawił.
- Już się pojawił. Proszę, zamknij restaurację i zawołaj pozostałych a następnie przysiądziesz się do mojego stolika i razem omówimy przyszłość lokalu. - Powiedział uśmiechając się w ten specyficzny sposób który sprawiał, że kobiety odpowiadały mu uśmiechem oraz stawały się bardzo otwarte.
Kiedy kobieta zniknęła na zapleczu mężczyzna wstał, podszedł do baru zrobił cztery herbaty, wziął cukiernicę i wrócił na miejsce czekając aż wrócą pracownicy. Nie trwało to długo, gdy już siedzieli. Henryk wstał odchrząknął po czym zaczął mówić.
- Nazywam się Henryk Liniak, dostałem tę restaurację w spadku i potrzebuję waszej pomocy by przywrócić jej dawną świetność. Po pierwsze chciałbym byście nazywali mnie po imieniu lub bezpośrednio per “ty”. Po drugie chciałbym was poznać. - zwrócił się do kobiety która pierwsza do niego podeszła - Jak masz na imię?
- Karolina. - odpowiedziała. Karolina Moon, przez dwa o. To jest Miranda Ćwiek, a to Mikołaj Sowa. - Gdy mężczyzna przywitał się ze wszystkimi uściśnięciem dłoni poprosił by usiedli a sam stał i zaczął mówić.
- Dobrze skoro już się znamy czas zacząć opisywać problemy. Wydaję mi się, że dwie osoby w kuchni to rozsądne minimum, zawsze później można kogoś zatrudnić. Dodatkowo chciałbym zrobić tu przemeblowanie oraz - w tym momecie zamilkł wpatrzony w zamalowane na biało okna. - wprawić by te okna znowu przepuszczały światło. A na razie wszyscy weźmy się do sprzątania. - przez chwilę przyglądał się pracownikom, po czym dodał - jednak nie wszyscy. Karolino, mam dla ciebie specjalne zadanie zaniesiesz do biura pracy informację, że szukamy dwóch osób do pracy w kuchni. Gdy wrócisz pomożesz przy sprzątaniu.
Henryk wraz resztą swojej ekipy sprzątali wszystko do godziny dwudziestej drugiej dopóki, ten nie spojrzał, na zegarek i nie wygonił ich do domu, a sam tymczasem wrócił do hotelu gdzie spakował się a następnie przeniósł wszystkie swoje bagaże do mieszkania nad restauracją. Nie było ono duże, ale jemu wystarczało aż nadto. Dwa pokoje, kuchnia i łazienka. Był tak zmęczony, że tylko rozłożył karimatę na kanapie nastawił budzik i zasnął. Wydawało mu się, że sekundę po tym jak zamknął oczy zadzwonił budzik. By nabrać choć trochę energii wszedł do łazienki gdzie szczęśliwy odkrył, że posiada ona prysznic. Na początku wziął szybki zimny by się pobudzić, następnie doszło do niego, że nadal jest wczorajszy po czym odkręcił ciepłą wodę i wymył się dokładniej a następnie wyjął z torby świeżą bieliznę, jasnobrązowe jeansy, biały podkoszulek i flanelową koszulę w kratę zapinaną z przodu. Tak przygotowany spojrzał na siebie krytycznym okiem w lustrze, dotknął swego krótkiego zarostu po czym stwierdził - A tam, ogolę się wieczorem albo jutro rano. - i wyszedł godzinę później otworzył drzwi pracownikom i wszyscy poszli czyścić zaczęte przez niego okna. Podczas tych czynności dowiedział się różnych interesujących rzeczy o nich oraz stwierdził, że taka wspólna praca jest dużo lepsza od wyjazdów integracyjnych. Koło dziesiątej musiał przerwać gdyż przyszedł pierwszy chętny na stanowisko kucharza. Praktycznie po pierwszym przyszedł drugi, trzeci i tak dalej tak, że nie mógł za bardzo pomóc reszcie. Jednak około godziny osiemnastej miał listę ośmiu kandydatów i postanowił przedyskutować z resztą kogo przyjmą a komu powiedzą “przykro mi znaleźliśmy kogoś innego może znajdzie pan/pani pracę w innym lokalu”.
Komentarze
Prześlij komentarz
Ta sekcja należy do Was. Zostawcie ślad po sobie ;)