Zapowiedzi marzec i kwiecień

Cześć, dziś przychodzę do Was z zestawem kilku ciekawych pozycji które w najbliższych miesiącach ukażą się na rynku.

Zaczynamy od 11 marca i książki Płacz Marty Kisiel

„W trzeciej części cyklu wrocławskiego Marta Kisiel domyka opowieść o tym, w jaki sposób przeszłość wpływa na teraźniejsze wybory. Czasami bohaterki próbują zbyt szybko pogodzić się z własną historią, która wymyka im się i gubi tropy. Ale jak mówi jedna z nich, nie ma sensu żałować tego, co było — każde zdarzenie z naszego życia stworzyło nas takimi, jakimi jesteśmy. Lepiej skupić się na tym, co dzieje się teraz. Tylko co to takiego jest i czemu jest tak straszne? W powieści Marty Kisiel czasem trudno oddzielić prawdę od fikcji, a światy alternatywne wydają się niepokojąco blisko naszych. Lecz niezależnie od tego, w której rzeczywistości tkwimy, wciąż desperacko próbujemy być szczęśliwymi".
Sylwia Chutnik

Są takie przygody, które zostają w człowieku na zawsze. Są takie przygody, po których nie ma co zbierać.
Kiedy prawda o przeszłości zamiast wyzwolenia przynosi jedynie nową traumę, trzem pannom Stern pozostaje już tylko ucieczka od siebie nawzajem. Dopiero wołanie z zaświatów sprawia, że ścieżki dawnych przyjaciół spotykają się raz jeszcze. Czy tajemnicze zaginięcie sprzed wielu lat i dramatyczna wyprawa na ratunek Eleonorze zdołają na dobre scementować rodzinę? Czy też kolejne zanurzenie w czasie dla wszystkich okaże się tym ostatnim?
Dramatyczna opowieść o podnoszeniu się z gruzów, osadzona w pełnej tajemnic i grozy scenerii Gór Sowich.

FRAGMENT

Zanim się obejrzał, kiepski poranek po kiepskiej nocy przeszedł w równie kiepskie popołudnie. Przez tępy ból, który na dobre rozgościł się między jego brwiami, nie mógł się na niczym skupić. Nie żeby miał na czym – budzik w kształcie pokemona, największy skarb czterolatka z ewidentnym przerostem migdałków, był już naprawiony i czekał na odbiór. Części posegregowane. Czarodziejska góra przeczytana do ostatniej kropki.
Sęk w tym, że niedobór zajęć skutkował u niego nadmiarem myśli. A nadmiar myśli… cóż. Ostatnio zawsze kończył się kacem.
Pewnie dlatego Gerd odebrał, kiedy około trzynastej w zakładzie zadzwonił telefon. Pewnie dlatego się zgodził.
– Zegarmistrz, słucham.
– Ach, dzień dobry, serdeńko – zaćwierkało po drugiej stronie słodkim falsetem. – Poratujesz starą kobietę w potrzebie?
– A to zależy od potrzeby – odparł przewrotnie.
– Och, nie kuś, hultaju, nie kuś starowinki! – zaśmiała się. – Bo jeszcze się zgodzę i będzie ci przykro. Chodzi o zegar po stryjecznym wuju babki nieboszczki, niech spoczywa w pokoju. Ale tylko babka, bo wuj to był skończony drań, birbant i niecnota, niech go żrą robaki.
– Zakładam, że się zepsuł.
– Wuj? Ja myślę, zmarło mu się w trzydziestym czwartym.
– Zegar.
– A tak, tak, zepsuty. Na amen zepsuty.
Gdzieś w tle coś huknęło, brzęknęło, by na koniec jęknąć żałościwie, przeciągle.
– Co to było?! – zapytał Gerd, odruchowo podrywając się z krzesła.
– Agonalny jęk szacownego mechanizmu. Przepraszam, czy szacowny mechanizm mógłby?… Dziękuję. Składasz wizyty domowe, serdeńko?
– Eee… raczej nie. Niech pani zamówi transport. Znam jedną firmę, która…
– To nie worek ziemniaków, serdeńko – nie pozwoliła mu dokończyć – ani regał ze szwedzkiego paździerza w promocyjnej cenie, tylko oryginalny Gustav Becker, rocznik dziewięćdziesiąty pierwszy. Tysiąc osiemset dziewięćdziesiąty pierwszy.
– Pierwsza seria?
– Sam rozumiesz. Kawał wiekowego klamota.
– Okej. Okej, w takim razie przyjadę. Może…
– Bardzo zależy mi na czasie. – Rozmówczyni znów przerwała mu swobodnie, nie przestając ćwierkać, co było trochę niepokojące. Aż miał ochotę odsunąć się na bezpieczną odległość. – Wiesz, lata już nie te, ostroga coraz bardziej doskwiera, mogę nie doczekać, aż mi Gutek znowu zabimba jak w czterdziestym szóstym… Chętnie dopłacę za fatygę i taryfę z mej nędznej emerytury, bylebyś przyjechał jeszcze dziś. Najlepiej zaraz.
Przytknął palce do brwi i kilka razy mocno potarł, w nadziei, że wyciśnie ból jak nabrzmiałego pryszcza. Becker z pierwszej serii… Miał słabość do starych werków.
– No… no dobrze – mruknął wreszcie i rzucił okiem na zegarek – ale nie wyrobię się wcześniej niż na…
– Doskonale. Czyli zaraz. Słowo harcerza?
Gerd westchnął.
– Słowo harcerza. – Znalazł piszący długopis, a spod blatu wyszarpnął jakąś kartkę. – Niech pani poda dokładny adres.
Dałby głowę, że zanim odpowiedziała, głosem już zupełnie nierozćwierkanym, najpierw się zaśmiała. Cicho, gardłowo. Kpiąco.
– Aleja Lipowa pięć, serdeńko.
Trzeba się było wtedy rozłączyć. I uciec do Szwecji pierwszym promem, choćby i z paździerza.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Piekielna Głębina również ma premierę 11 marca autorstwa Lindsay Galvin. Szczerze mówiąc jest to jedna z dwóch najbardziej kuszących mnie pozycji.

Ekscytująca, pełna tajemnic fabuła!
Niezwykle oryginalna powieść, łącząca elementy thrillera o walce o przetrwanie, realistycznej opowieści o eksperymentach genetycznych i fantastyki.
Kiedy Aster budzi się w samotności na tropikalnej wyspie, nie ma pojęcia, gdzie jest, jak się tutaj znalazła ani gdzie szukać swojej młodszej siostry Poppy.
W tym samym czasie Sam, chłopak, z którym obie dziewczyny zawarły znajomość kilka dni wcześniej w samolocie, powiązuje ich niespodziewane zaginięcie z podejrzanymi wydarzeniami następującymi w jego życiu. Trójkę nastolatków łączy jedno – choroba nowotworowa dotknęła kogoś z ich najbliższej rodziny. Odpowiedzi, których szukają, okażą się spoczywać w tajemniczym podwodnym świecie – otoczonym bezludnymi wyspami, a mimo to zamieszkanym przez niezwykłe istoty…



FRAGMENT
Żyję.
Ale…
nie oddycham.
Czuję dreszcze w klatce piersiowej, próbuję się podnieść.
W panice opadam z powrotem w ciemność.
Płynę w górę, w stronę światła.
Strzępki myśl…
nie mogę uchwycić…
Hałas. Huczący, rytmiczny.
Światło. Kolor.
Płuca mam spuchnięte. Są pełne czegoś, co nie należy do mnie.
Nie panuję nad swoim ciałem, przewracam się.
Klatka piersiowa unosi się z trudem. Wyrzucam z płuc ciepły płyn. Potem jeszcze raz. I jeszcze. Plucie, łapczywe hausty, ból gardła.
Świst przy każdym wdechu i wydechu. Powietrze.
Nie myślę klarownie. Czuję przyjemną ulgę.
W głowie mam mętlik.
Coś się stało. Zapomniałam, byłam… moja głowa… boli.
Nic nie widzę.
Opieram się o twardą powierzchnię. Ramieniem, biodrem, uchem. Leżę na boku. Dyszę. Próbuję przypomnieć sobie… to, co zapomniałam.
Jestem ciężka i bardzo śpiąca…

No dalej, myśl. Żyję, a to już coś.
Tylko nic nie pamiętam.
Chcę zamrugać, coś jednak mi w tym przeszkadza.
Podnoszę się na łokciu i zdejmuję z powiek przyklejone do rzęs plastry.
Oślepiające światło. Osłaniam się przed blaskiem, a moje przymrużone oczy powoli przyzwyczajają się do jasności. Świszczący dźwięk nie ustaje. Gdzieś już go kiedyś słyszałam.
Wyrównuję oddech. Kaszlę. W ustach czuję słodko-gorzki smak.
Głowa jest zbyt ciężka dla szyi. Mrużę oczy. Pode mną rozciąga się migocząca biel, nade mną błękit, a przede mną turkus…
Piasek. Niebo. Morze.
Plaża.
Jestem na… plaży. Sama? Jest zbyt jasno, nie widzę niczego w promieniu paru metrów, nie widzę… nikogo.
Żyję i wciąż mnie to zaskakuje. Nie rozumiem dlaczego.
Spróbuj sobie przypomnieć. Ostatnia rzecz, jaką…?
Chłodna biel.
Wspomnienia pojawiają się jedne po drugich.
Mgła. Moja dłoń na klamce drzwi, gorączkowo próbująca je otworzyć. Bezskutecznie.
Poppy. Trzymałam ją w ramionach. Krew napływa mi do głowy i pulsuje w skroniach.
Gdzie jest moja siostra?
Klękam na piasku.
– Poppy! – Łagodny szum morza połyka mój charczący szept.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ta książka ukaże się 25 marca i z jednej strony kusi, ale nie znam w ogóle tej serii a nie wiem czy przed jej premierą znalazłbym czas na przeczytanie wcześniejszych części.

On jest Czarnym Magiem, a ona zdrajczynią. Świat Ryiah runął, gdy odkryła niecne plany króla Blayne'a. Teraz musi zdradzić wszystko, co kocha, aby uchronić królestwo przed wojną. Rozdarta między miłością a obowiązkiem, sercem a rozsądkiem Ry podejmuje się niebezpiecznej misji. Ma pomóc rebeliantom i przekonać przedstawicieli królestwa Pythus, aby zerwali pakt ze skorumpowanym królem Jeraru, jednocześnie oszukując najpotężniejszego maga w królestwie, a zarazem swojego męża. Wcześniej czy później będzie musiała stanąć do walki.






FRAGMENT
To miał być najpiękniejszy dzień mojego życia.
Ogłuszająca wrzawa. Wiwaty, oklaski, okrzyki, a nawet histeryczne łkania – tak najważniejsze rody Jeraru cieszyły się z chwili, którą uważały za uwolnienie od tyranii Caltothian.
Nie wiedzieli, że to wszystko jest kłamstwem.
Zmusiłam usta, aby ułożyły się w coś, co przypominało uśmiech; serce trzepotało mi w gardle jak tysiące ptasich skrzydeł.
Spojrzenie księcia pomknęło ku mnie przez niewielki podest, na którym staliśmy. Wsparcie z jego strony przyszło w samą porę i wreszcie zdołałam porządnie zaczerpnąć powietrza. Kąciki oczu zwęziły mu się niedostrzegalnie, kiedy zobaczył wyraz mojej twarzy. Zapewne łączył go z ciężką hematytową koroną, którą kapłan przed chwilą nałożył mi na głowę.
Darren nie miał powodu, aby wątpić w mój strach.
Ujął mnie za łokieć i przyciągnął do siebie. Wpatrzony w moje oczy, drugą dłonią ujął mój drżący podbródek i zadarł mi głowę.
Moja skóra zapłonęła pod dotykiem jego stwardniałych palców. Nic na to nie mogłam poradzić. Płonęłam za każdym razem.
Poczułam ciepło oddechu, kiedy musnął wargami moje ucho.
– Pora pocałować moją piękną pannę młodą.
Jego usta smakowały cynamonem i goździkami. Na moment… na moment zapomniałam. Dziewczyna, która była we mnie, drżała w ramionach księcia i odwzajemniała pocałunek, aż podniecenie zaczęło narastać w jej piersi i policzki oblały się szkarłatem, kiedy pogłębił pocałunek, odginając jej głowę do tyłu. Tłum oszalał po raz drugi.
Dziewczyna była szczęśliwa. Lewitowała, upojona tą piękną, idealną chwilą.
Miała odtąd żyć długo i szczęśliwie z chłopcem, którego kochała. I nic więcej nie było jej potrzebne do szczęścia.
Posypały się na nich kwietne płatki.
– Niech żyje Korona!
Kiedy wybrzmiał okrzyk, szczęśliwa dziewczyna gdzieś się ulotniła, a podniecenie ustąpiło wstydowi. Palącemu poczuciu winy. Nienawiści do siebie i samopotępieniu. Odłamki szkła przeszyły moje wnętrze i wyszarpnęłam się z pocałunku tak gwałtownie, że omal nie spadłam z podestu.
Nie potrafiłam udawać. Nie teraz, kiedy wiedziałam, że nasza przyszłość jest kłębowiskiem kłamstw. Wiedziałam, że on już nigdy nie będzie na mnie patrzył tak jak teraz, kiedy wreszcie odkryje prawdę.
– Ostrożnie, siostrzyczko… – Lodowate palce chwyciły mnie za przegub. Gdyby nie one, spadłabym w tłum na dole.
Nadludzkim wysiłkiem zdołałam nie pokazać niczego po sobie i nie krzyknąć, choć każda część mojego ciała dygotała w wirze czerwonej nawałnicy. To był on!
Król Jeraru. Młody chłopak, którego tragedia uczyniła najgorszym ze wszystkich ludzi.
Ręce mi się trzęsły i furia rozpaliła mnie do białości, grożąc wybuchem. Jeszcze chwila, a nie zdołam się…
– Ryiah? – Głos Darrena dotarł do mnie w samą porę.
Król Jeraru puścił mnie ze śmiechem. Ciągle się trzęsłam i puls dudnił mi w uszach.
– Lekki szok. W końcu została księżniczką Jeraru, no nie, bracie? Czego się spodziewałeś?
Ledwie czułam, jak ramię Darrena otacza mnie w talii i pomaga mi zrobić ostatni krok.
– Wiem, za dużo tego wszystkiego – szepnął. Jego słowa przywołały mnie z powrotem, przedarłszy się przez łańcuchy, które skuwały mi płuca. – Przykro mi.
Chciałam mu powiedzieć, że mi też jest przykro, ale nie byłam w stanie przemóc ciężaru języka.
Widziałam tylko martwe ciało mojego młodszego brata, leżące bezwładnie na marmurowej posadzce, i wyraz twarzy Alexa, kiedy mu oznajmiłam, że Derrick nie żyje.
Formułka, wypowiedziana z namaszczeniem przez kapłana, przywróciła mnie do rzeczywistości.
– I oto stoją przed wami następca tronu i księżniczka Jeraru. Po raz pierwszy razem, jako mąż i żona.
Zmusiłam się, żeby wziąć oddech. Przełknąć. A potem poruszać nogami, raz jedną, raz drugą, kiedy książę i ja szliśmy przez wielką salę.
Zapowiadało się na piękną bajkę.
Lecz nie będzie szczęśliwego zakończenia.

***

Siedząc w królewskiej karocy, sunącej wśród tłumów przez ulice Devonu, starałam się naśladować gesty Darrena i Blayne’a. Dworskie uśmiechy i skinięcia głową w odpowiedzi na aplauz i wiwaty. Zrozumienie i obietnica. Dostrzegałam oczekiwanie i nadzieję w tysiącu twarzy ludzi, którzy tłoczyli się na trasie przejazdu, wyglądali z domów i sklepików. Widziałam las rąk, sypiących ziarno i machających do nas, słyszałam pochwalne śpiewy. Nadzieja była zaraźliwa. Nawet ci, patrzący zza brudnych szyb, zdawali się nią promieniować, jakby raz na zawsze miały minąć czasy strachu i zmartwień. Ich wzrok podążał za promieniem nadziei.
Wierzyli, że Korona ich ocali.
Mimo to nie mogłam ich uznać za głupców. Jeszcze niedawno miałam podobne marzenia.
„Odtąd twoje życie już nigdy nie będzie takie samo”.
Darren zauważył mars na mojej twarzy i ścisnął mi dłoń, błędnie odczytując powody mojego niezadowolenia.
– Twoi rodzice z pewnością by tu byli, gdyby tylko mogli – powiedział.
Zerknęłam na nasze splecione palce i przełknęłam z wysiłkiem. Musiałam coś powiedzieć. Im dłużej będę milczeć, tym bardziej będzie się martwił.
Oblizałam usta i odchrząknęłam.
– To by było dla nich zbyt bolesne.
Rodzicom było obojętne, że jedyna córka wychodzi za mąż, i to za księcia Jeraru. Po śmierci Derricka poprzysięgli, że ich stopa więcej nie postanie w stolicy. Nie po tym, jak ich najmłodszy syn zawisł na pałacowej krokwi i został obwołany zdrajcą Korony.
Mieli rację.
Nie oskarżali mnie, ale widziałam to w ich oczach. Zabito ich dziecko, a ja powinnam wiedzieć, jak je uratować.
Ale skąd miałam wiedzieć? Nawet Derrick nie zdawał sobie sprawy, jak daleko posunęła się zdrada Korony.
Byłam tak zajęta obroną mojego ukochanego, że zapomniałam o jego bracie. Zresztą jak mogłam go podejrzewać? Blayne po mistrzowsku odegrał swoją rolę – po latach okrucieństw zdołał mnie przekonać, że zostało w nim coś z fajnego chłopaka, którym kiedyś był. Uwierzyłam, że dobro w nim nie zanikło. Że jest mężczyzną z koszmarną przeszłością, która go utwardziła, ale nie stracił człowieczeństwa. Poczucia dobra. Sumienia. Że jest lepszy od swojego ojca tyrana.
To był jeden z największych błędów mojego życia. Z dwojga dzieci, które wychowały się w ciemności, tylko jedno może wzlecieć ku światłu.
Poprawiłam się na siedzeniu i żółte falbany jedwabnej sukni zmieniły ułożenie. Modliłam się, żeby Darren nie zauważył plamek czerwieni na ich obrębie – mojej krwi sprzed zaledwie godziny.
– Jeśli chcesz, możemy ich odwiedzić po drodze.
Z wysiłkiem przełknęłam ślinę; usta miałam suche jak pustynia.
– Byłoby miło.
Zaplanowaliśmy, że po zakończeniu tygodniowych uroczystości wrócimy do polowania na rebeliantów. Nie byłam zaskoczona decyzją Darrena o udaniu się na północ, gdyż od dawna o tym rozmawialiśmy.
Marius, poprzedni Czarny Mag, w czasie swojego dziesięcioletniego panowania zdążył przeczesać południe i wówczas był to słuszny kierunek. Wszystkie ataki i akty sabotażu miały miejsce w miastach południowych rubieży, a przede wszystkim na Czerwonej Pustyni, w Porcie Cyri, w kopalniach soli w Mahj i wszędzie tam, gdzie transportowano cenne dobra. Tym bardziej można było się spodziewać, że rebelianci przerzucą się na nowe tereny.
Niestety, nowy Czarny Mag miał inną teorię na temat faktu, że nigdy nie udało się dopaść buntowników. Takie teorie mogły w końcu doprowadzić do Ferren’s Keep oraz do mojego brata i jego przyjaciół.
Do rebeliantów.
Panika ścisnęła mi płuca i z trudem wciągnęłam oddech.
Musiałam odciągnąć od nich Darrena. Jednocześnie miałam świadomość, że przez to stracę swojego księcia.
Nie było innego sposobu. Widziałam, jak silna więź łączy braci. Nawet w tej chwili dwóch pięknych młodzieńców wesoło sobie dowcipkowało w trakcie naszego ceremonialnego przejazdu, nieświadomych, że dziewczynie obok serce krwawi i krzyczy o pomoc.
O bogowie, zaledwie dwa miesiące temu dokonałam wyboru. Wybierałam pomiędzy Derrickiem a tym, co słuszne… Wybrałam swojego brata, ale to niczego nie zmieniło. Zadziałałam zbyt późno, zanim zorientowałam się w podstępnej intrydze króla i zanim zrozumiałam, że Derrick cały czas mówił prawdę.
Jeszcze niedawno uważałam swojego młodszego brata za zdrajcę Korony. Dobrze wiedziałam, że gdyby uciekł z informacjami, które ukradł, kosztowałoby to setki ludzkich istnień, a może dużo więcej. W końcu jednak postanowiłam zaryzykować i poświęcić te istnienia, aby ratować brata przed śmiercią na szubienicy. Liczyłam, że Darren postąpi tak samo.
Nie winiłam mojego męża, że on także się mylił co do Blayne’a. Ojciec Darrena sprawił, że młodszy syn stał się obrońcą swojego brata w ciągu tych lat opresji, a jeśli ktoś tak długo chronił kogoś, kogo uważał za ofiarę, trudno się było dziwić, że nadal myśli o nim w ten, a nie inny sposób. Nawet po tym wszystkim, co zrobił Blayne – atakując mojego najlepszego przyjaciela i dręcząc mnie przez cały okres nauki w akademii, kiedy to uważał mnie za żałosną plebejuszkę, która na nieszczęście spodobała się jego bratu – nadal potrafiłam mu współczuć.
Poza tym istniały pewne wybory, których nie powinno się dokonywać. Nie chciałam, aby Darren musiał wybierać. Nie chciałam, aby wybrał źle. Nie obchodziło mnie, jak bardzo samolubne było takie myślenie. Gdyby pierwszy przyszedł do swojego brata, gdyby dał Blayne’owi szansę na wyjaśnienia, zły król podpaliłby cały świat, zanim Darren  mógłby naprawić swój błąd. Dwaj najpotężniejsi magowie kraju byli niczym wobec całej królewskiej armii. Wszystko by spłonęło i rozpadło się w zgliszcza, a rebeliantów zamordowano by jeszcze przed świtem.
Ale nie mnie. Blayne był zbyt sprytny i wyrachowany. Od początku mnie nie lubił, a jednak włączył mnie do swoich planów. Będąc tak samo podły i pokrętny jak stary król, dbał o swojego brata i potrzebował jego wsparcia. Gdyby tylko zdołał zwrócić Darrena przeciwko mnie, z pewnością trafiłabym do lochu i zostałabym stracona.
A potem król wyruszyłby na wojnę – bezsensowną, kosztowną wojnę, którą jego ojciec inscenizował przez długie lata jako element wyrafinowanego planu, mającego przedstawić Jerar jako ofiarę, a Caltoth jako agresora. Pozostałe dwa kraje, należące do Wielkiego Kompromisu, miałyby zerwać z królem Horrace’em, a wtedy Jerar stałby się największym i najbogatszym krajem w tym układzie, dysponującym ponadto największą armią.
Nie, nie mogę nic powiedzieć Darrenowi, dopóki nie będę miała niepodważalnych dowodów oraz wsparcia innych krajów. Inaczej mógłby uznać, że oszalałam i plotę bzdury.
Darren nie widział dziewczynki przywiezionej na turniej kandydatów. Nie mógł jej skojarzyć z lady i jej córką, które kilka lat wcześniej porwaliśmy w trakcie misji w Caltoth. Szantażowanie króla Tyrusa i morderstwa podczas Ceremonii Zwycięzców były częścią tego samego podstępu, którego celem miało być uwikłanie króla Horrace’a i zdobycie poparcia dwóch sceptycznych narodów.
Darren widziałby we mnie tylko plebejuszkę, która nigdy nie lubiła własnej rodziny, straciła swojego najmłodszego brata i za wszelką cenę starała się oczyścić jego pamięć.
A nawet gdyby to zobaczył, nie mogłam ryzykować, że dokona niewłaściwego wyboru.
Zaledwie dwa miesiące wcześniej sama dokonałam niewłaściwego wyboru. Co miałoby powstrzymać Darrena przed podobnym błędem? Zagrożonych było zbyt wiele ludzkich istnień. To wykraczało daleko poza nas oboje. Tu chodziło o nasz świat.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ta książeczka ukaże się 10 kwietnia i została napisana przez Timothy'ego Zahna. Nie jestem aż tak wielkim fanem tego uniwersum aby sięgać po inne elementy niż filmy dlatego nie będę się wypowiadać na ten temat.

NADESZŁA PORA, BY THRAWN STANĄŁ TWARZĄ W TWARZ ZE SWOJĄ PRZYSZŁOŚCIĄ… A VADER ZMIERZYŁ SIĘ Z WŁASNĄ PRZESZŁOŚCIĄ.
Wyczułem zakłócenie w Mocy…
Te słowa brzmią złowrogo w każdej sytuacji… jednak szczególnie groźnie, gdy padają z ust samego Imperatora Palpatine’a.
Na leżącej na skraju Nieznanych Regionów planecie Batuu rodzi się zagrożenie dla Imperium. Na razie to tylko widmo niebezpieczeństwa, jego ledwie wyczuwalny zwiastun, jednak niepokoi imperialnego przywódcę na tyle, by postanowił zlecić zbadanie tej sprawy dwóm swoim najbardziej zaufanym agentom: bezlitosnemu wykonawcy jego woli, lordowi Darthowi Vaderowi oraz błyskotliwemu strategowi, wielkiemu admirałowi Thrawnowi.
Mogłoby się wydawać, że to niezbyt dobry pomysł: powierzenie tak wrażliwej misji dwójce zaciekle rywalizującej ze sobą o względy zwierzchnika, mającej diametralnie różne zdania na temat polityki Imperium, włącznie z kwestią Gwiazdy Śmierci. Jednak Imperator wie, że to nie pierwszy raz Vaderowi i Thrawnowi przyszło sprzymierzyć siły. A podejmując tę decyzję, kieruje się przesłankami, o których jego podwładni nie mają pojęcia…

Ścieżki generała Republiki Anakina Skywalkera i oficera Dynastii Chissów komandora Mitth’raw’nuruodo już raz się skrzyżowały, wiele lat temu. Ten pierwszy wypełniał wówczas desperacką, prywatną misję, drugim zaś kierowały motywy równie niejasne co tajemnicze. Jednak w obliczu szeregu niebezpieczeństw, grożących im na odległym świecie, mężczyźni są zmuszeni zawrzeć sojusz – kompletnie nieświadomi tego, co przyniesie przyszłość.

Ponownie jako sojusznicy wbrew własnej woli trafiają na planetę, na której niegdyś walczyli ramię w ramię. Czekają tu na nich dwa wyzwania: sprawdzian ich lojalności wobec Imperium… a także wróg, do pokonania którego mogą nie wystarczyć nawet ich połączone siły.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przedsionek Piekła Tomasza Kaczmarka to druga pozycja która skusiła mnie z tych obecnych w tym poście. Jego premiera zaplanowana jest na 15 kwietnia.

Daj się porwać światu, w którym technologia, zamiast pełzać, pomknęła naprzód.
Ameryka alternatywnego XIX wieku.
Na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych znajduje się miasto Exmore – betonowa dżungla wieżowców, ciężkich fabryk i mrocznych zaułków. A pośrodku tego sztucznego tworu stoi potężna elektrownia, której źródłem energii jest technologia trzymana w głębokiej tajemnicy.
Staruszek Andrew Milton spędza czas w szpitalu psychiatrycznym, na oddziale dla skazańców o szczególnie niebezpiecznym rodowodzie. Kathleen Turner trzymana w zamknięciu jak zwierzę czeka, aż nastąpi jej smutny koniec. Janusz Szewczyk, nastoletni syn polskich emigrantów, stara się przetrwać w niebezpiecznych dokach Exmore.
Cała trójka jeszcze nie wie, w jaki sposób niepowstrzymana fala wydarzeń powiąże ich losy. Szaleni naukowcy, okaleczeni pacjenci, szpitale psychiatryczne, tajne laboratoria i osobnicy nazywający siebie bogami naukowcami.

FRAGMENT
Exmore. Wenecja Nowego Świata. Pulsujące naczynie pompujące krew do serca Ameryki. Narośl wyrosła wokół podarunku bogów naukowców. Prawdziwa stolica zachodniej półkuli. Jedno z kilku miejsc na ziemi, które przyciąga ludzi bardziej niż drapieżnika zapach krwi. Choć jedno drugiego nie wyklucza, więc można spotkać tutaj wielu polujących na kolejną ofiarę.
Janusz trzepnął Karola w ramię. Chłopak spojrzał na towarzysza i czekał na rozkaz. Otrzymał go. Krótki gest dłoni, machnięcie i wykrzywione palce. Ruszył wzdłuż skrzyń i po chwili zniknął między tymczasowym składowiskiem zboża a kupą gruzu pozostałą po starym silosie. O wypadki w dokach nie było trudno, a miejsc katastrof zawsze pilnowano słabiej od reszty. Ochroniarze nie przepadali za rejonami, które słabo znali. Poza tym nie byli zainteresowani ochroną sterty cegieł, powyginanych drutów i spękanego kamienia. Na takie okazje czyhały Orłyalbo inne bandy. W oddali pracowały wysokie dźwigi, widać było wypukłe dachy magazynów, opasłe cielska sterowców, potężne statki handlowe unoszące się na wodzie – pękate krowy pełne dóbr wszelkiego rodzaju. W takim miejscu zawsze można było trafić na kogoś lub coś godnego uwagi.
Przybiegł Tadeusz. Szepnął Januszowi na ucho parę słów. Herszt bandy uśmiechnął się i odparł coś, posyłając tamtego śladem Karola. Sam wyciągnął zza pasa długi nóż. Pomachał do Gustawa, który leżał na dachu parterowego budynku. Wskazał mu wąską alejkę i pokazał dwa palce. Obserwator skinął głową.
Po paru minutach zza rogu wyszło dwóch elegancko ubranych, otyłych mężczyzn w eleganckich frakach. Jeden z nich miał na nosie binokle i przeglądał z przejęciem dokumenty. Drugi komentował ich treść, wskazując co rusz palcem któreś z miejsc. Szli szybkim krokiem, wyraźnie się spieszyli. Po chwili zaczęli się nerwowo rozglądać, zupełnie tak, jakby zgubili drogę. Janusz aż nie mógł uwierzyć w podobne szczęście. Dwóch elegancko ubranych jegomościów. Z pewnością byli bogaci. Mieli ze sobą pieniądze, może też trochę biżuterii? A może któryś z tych nowoczesnych wynalazków, które pojawiały się ostatnio? Janusz zawsze chciał mieć przy sobie odrobinę technicznej magii Bonaków.
Dał znak i wyskoczyli niemal równocześnie. Karol i Tadeusz z tyłu, Konrad i Gustaw z przodu. Janusz efektownie wkroczył na scenę jako ostatni. Napastnicy byli niżsi i mniejsi od napadniętych niemal o połowę, w dłoniach trzymali jednak rozmaite noże i sztylety, przy pasach mieli też rewolwery, a najstarszy – Konrad – nosił na plecach strzelbę. Mimo to starsi mężczyźni wydawali się rozbawieni. Mówili na zmianę:
– Co z tym zrobisz?
– Co to jest?
– Spływaj, bo cię zdzielę.
Dopiero gwizd Janusza im przerwał.
– To jest napad. Prosimy panów o opróżnienie kieszeni. Wszystkie panów kosztowności należą od teraz do mnie i mojej bandy.
Chłopcy zawtórowali mu trenowanym długo okrzykiem Orłów. Ten w binoklach wcisnął papiery w ręce drugiego i uniósł w górę laskę zakończoną białą główką.
– Słuchaj, smarkaczu, wiesz, kim ja jestem? Zostaniesz bez domu, wywalą cię na zbity pysk! Ojca nie przyjmą do pracy, a matka będzie żyła w nędzy! Tego chcesz? Co?
Janusz przez chwilę wpatrywał się w mężczyznę. W końcu wypalił przez zaciśnięte zęby:
– Nie mam rodziców. I gówno mnie obchodzi, kim jesteś, starcze. Oddasz mi wszystko albo poderżnę ci gardło.
– Ty mała gnido! Zgnijesz w więzieniu! Wszyscy zgnijecie! Plebs! Zwyczajny plebs! Za kogo ty się masz? Żeby mnie? Mnie?! – Wykrzykując ostatnie słowa, poczerwieniał zupełnie, a w kącikach wyschniętych ust pojawiła się piana.
Janusz nie dał się wyprowadzić z równowagi. Wręcz przeciwnie – utrata panowania przez tamtego sprawiała, że czuł się od niego lepszy, inteligentniejszy i silniejszy. Skinął nieznacznie na chłopaków, którzy powoli ruszyli naprzód, wymachując bronią. Najważniejsza jest taktyka, tak sobie powtarzali. Kiedy zastraszysz ofiarę, nie będzie się broniła. To znacznie ułatwia pracę. Towarzysz zacietrzewionego grubasa nie był skory do agresji. Przycisnął tylko do piersi trzymane w rękach papiery. Stał na sztywnych nogach, trzęsąc się ze strachu. Jego agresywny towarzysz w złości rzucił binokle na ziemię i zamachnął się laską na Gustawa. Chłopak odskoczył i spojrzał pytająco na Janusza. Ten zrobił wymowny gest i podniósł ręce na wysokość piersi.
– Bierzcie go! – krzyknął, a Orły rzuciły się na ofiary.
Poczęli doskakiwać i cofać się, uderzać i uchylać przed ciosami laski wyposażonej w błyszczące okucia.
W końcu Tadeusz zdołał ugodzić mężczyznę od tyłu w udo. Ten zawył i zamachnął się na oślep. Trafił chłopaka w głowę. Tadeusz upadł na twardą powierzchnię ze skruszałego betonu. Bogacz zaklął głośno i chwycił się za ranioną kończynę. Banda tymczasem zamarła na widok nieruchomego kompana. Przez chwilę nie wiedzieli, co robić, po prostu stali w miejscu. Nie byli już rzezimieszkami, lecz zwykłymi, przerażonymi dziećmi. Karol przypadł do przyjaciela, chwycił za ramiona i zaczął potrząsać. Tadeusz jednak nie otwierał oczu. W tym czasie mężczyzna trzymający ważne dokumenty rzucił się do ucieczki. Ranny krzyknął za nim, tamten jednak ani myślał się odwrócić.
– Za nim! – ryknął Janusz.
Konrad i Gustaw natychmiast ruszyli za mężczyzną, który pospiesznie umykał z miejsca napaści. Nogi miał długie, ale krzywe, więc była szansa, że dogoni go, nim zdoła kogoś zaalarmować. Janusz tymczasem został sam na sam z ranionym. Karol wciąż trzymał w ramionach nieprzytomnego Tadeusza. Starszy człowiek uśmiechnął się krzywo.
– I co teraz? Hm? Już nie jesteś taki odważny, co, gnojku?
Janusz nie odpowiedział, tylko wydał z siebie dziki ryk i skoczył naprzód. Mężczyzna wydawał się zaskoczony. Ledwo zdążył zasłonić się laską, gdy chłopak ciął powietrze ostrym jak brzytwa nożem o zakrzywionym ostrzu. Może i wydłużony przedmiot służył zwykle do podpierania otyłego cielska, był jednak dobrą bronią w razie potrzeby. Wykonany z twardego materiału opierał się z łatwością ostrzu noża, a kto wie, może oparłby się i szabli. Janusz nie zamierzał jednak odpuścić. Wykorzystał swój niski wzrost i wciąż parł do przodu, wywijając długim ostrzem. W końcu udało mu się ciąć poprzecznie przez dłoń mężczyzny. Ten krzyknął z bólu, w powietrze trysnęła krew, dwa palce upadły bezgłośnie na ziemię.
– Uciął mi… Mały gnój…
Janusz nie czekał, aż mężczyzna otrząśnie się z szoku. Zrobił dwa kroki do przodu i wepchnął ostrze w miękki brzuch. Cylinder spadł z głowy jegomościa, oczy zaszkliły się, a szczęka zacisnęła z taką siłą, że któryś z zębów nie wytrzymał i pękł.
Ciężkie ciało zwaliło się na ziemię. Mężczyzna przewrócił się na plecy, charcząc i jęcząc. Trzymał się za mocno krwawiący brzuch. Janusz spojrzał na Karola.
– Co z nim? – spytał zimno.
Karol wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Oddycha, ale jest nieprzytomny.
Janusz skinął głową.
– Dasz radę go stąd zabrać?
– A… A ty?
– Ja przejrzę jego kieszenie.
Karol wpatrywał się tępo w przywódcę bandy. Ocucił go dopiero głośny krzyk.
– Śpisz? Do roboty!
Zebrał się w sobie, pochwycił Tadeusza i zaczął go stawiać na nogi. W końcu udało mu się przerzucić ciało przyjaciela przez ramię. W tym samym czasie Janusz przystąpił do przetrząsania zakamarków odzieży napadniętego bogacza. Przypięty do pasa portfel szybko znalazł nowego właściciela. Wnętrze eleganckiego ubrania mieściło w sobie kartki papieru, zegarek kieszonkowy z dewizką oraz srebrną papierośnicę z luźno wrzuconymi banknotami obok samotnego papierosa. Chłopak wszystko pakował do worka. Na koniec zdarł złote spinki z mankietów rannego i przyjrzał się jego uzębieniu. Niestety – tu nie było żadnych złotych elementów.
Janusz pochylił się nad półprzytomnym mężczyzną. Poklepał go otwartą dłonią po twarzy.
– I co teraz? – spytał. – Co, gnojku? Gdzie twoja odwaga?
Następnie wstał i rzucił się do ucieczki. Po chwili zniknął w ciasnej zabudowie doków.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Znaleźliście w tych zapowiedziach coś dla siebie? Podzielcie się która książka najbardziej was kusi. Sekcja komentarzy jak zawsze pozostaje wasza.






Komentarze

  1. Carter mam już za sobą, na Kisiel czekam, sięgnę też po inne powieści, ale na pewno nie po Star Wars :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Płacz i Ostatnia Walka nie będę czytać ponieważ nie znam tego uniwersum a nie wiem kiedy znalazłbym czas na ich poznanie.
      A Gwiezdne Wojny to jak pisałem, nie jestem aż takim wielkim fanem by zagłębiać się w książki. Chociaż słyszałem iż są one jakościowo na niezłym poziomie.

      Miłego dnia

      Usuń

Prześlij komentarz

Ta sekcja należy do Was. Zostawcie ślad po sobie ;)