Andy Weir - Projekt Hail Mary

I kolejna książka autora "Marsjanina", oraz "Artemis", ta książka leżała na czytniku od czasu jej premiery i z jednej strony wyczekiwałem aż po nią sięgnę, a z drugiej obawiałem się czy po świetnych książkach nie będę mieć zbyt wielkich oczekiwań co do niej. Tak na szybko mogę dodać iż powieść jest bardzo dobra i nie żałuję spędzonego z nią czasu.

--------------------------------------------------------------------------------------------
Okładka:

Wydawnictwo: Akurat
Premiera: 5 maj 2021

------------------------------------------------------------------------------------------
Opis wydawcy:

Samotny astronauta musi uratować Ziemię przed katastrofą.
Z załogi, która wyruszyła na straceńczą misję ostatniej szansy, przeżył jedynie Ryland Grace. Teraz od niego zależy, czy ludzkość przetrwa.
Tylko że on na razie nie ma o tym pojęcia. Z początku nawet nie pamięta, kim jest, więc skąd ma wiedzieć, czego się podjął i jak ma tego dokonać?
Na razie wie tylko tyle, że przez bardzo długi czas był pogrążony w śpiączce. A po przebudzeniu znalazł się niewyobrażalnie daleko od domu. Całkiem sam, jeśli nie liczyć ciał zmarłych towarzyszy.
Czas płynie nieubłaganie, a oddalony o lata świetlne od innych ludzi Grace jest zdany wyłącznie na siebie.
Ale czy na pewno?

-------------------------------------------------------------------------------------------------
Opinia: 

I mam problem z tą powieścią. Wszystko co układam sobie w głowie aby o niej napisać leci na spoilerach. Więc może tak, na początku nasz bohater budzi się z czarną dziurą zamiast pamięci. Z czasem wspomnienia wracają i dowiaduje się, że jest on na okręcie kosmicznym. Okazuje się iż wyruszył on z pewną misją od której powodzenia zależy przyszłość nie tylko Ziemi ale i całego Układu Słonecznego. Ok, i tyle jeśli chodzi o zarys fabularny. Jeśli po takim tekście sądzicie iż jest to teatr jednego aktora jak miało to miejsce w Marsjaninie to nie do końca. Jest kilka zabiegów narracyjnych oraz fabularnych dzięki którym ilość postaci wzrasta. Czytnikowych stron powieść ma prawie sześćset, ale dzięki umiejętnemu pióru pisarza udało mi się przeczytać ją w jeden dzień. I w sumie tak szybki czas jej poznania mógłby służyć za całą ocenę. Jakbym miał się do czegoś doczepić to byłoby to pewnie podobieństwo Rylanda do bohatera "Marsjanina", no może oprócz elementów humorystycznych. Jednak jest to tylko czepianie się na siłę. I jeśli autor napiszę kolejną książkę to prędzej czy później sięgnę po nią.

Profil książki w serwisie lubimy czytać:

Komentarze