Zapowiedzi wrzesień 2021



Tytuł: „Tajemnice ogrodu Foksal”
Autor: Jagna Rolska
Liczba stron: 352
Data premiery: 1 września 2021
Wydawnictwo: Lipstick Books

Opis wydawcy:


"Cztery przebojowe dziewczyny na progu dorosłości, nowoczesna hrabina i zagadka kryminalna w przepięknej pałacowej scenerii Warszawy z czasów stanisławowskich. Mam ogromny sentyment do romansów historycznych, które czytałam jako nastolatka. Jagna Rolska mnie nie zawiodła – powieść pochłonęłam w dwa wieczory!" Katarzyna Berenika Miszczuk

"Jakże to było dobre! Gorący romans, kryminalna zagadka, intrygi, zdrady i tajemnice. A wszystko w klimatycznej osiemnastowiecznej Warszawie. No i ten bohater! Gwarantuję, że Michał Hanibal skradnie niejedno serce. Moje już zabrał!" Agnieszka Lingas-Łoniewska

Warszawa, 1772 rok. Całe miasto żyje budową nowego ogrodu rozrywek i spotkań towarzyskich. Wiedziony ciekawością malarz Michał włamuje się na jego teren w noc poprzedzającą otwarcie. Znajduje w nim ciało tajemniczego mężczyzny i dziewczynę, która wie o sobie tylko tyle, że ma na imię Daniela. Panna trafia do szkoły ekscentrycznej hrabiny Osnowieckiej twierdzącej, że dziewczęta stać na znacznie więcej niż nauka tańca czy haftu. Tymczasem w ogrodzie Foksal rozpoczyna się sezon zabaw i frywolnych schadzek kochanków w cichych zakątkach.

Czy Daniela odzyska pamięć? Co ukrywa Michał? I kim był zamordowany mężczyzna? Dowiedzcie się, co robią nastoletnie wychowanki hrabiny, gdy nie widza dorośli, i pamiętajcie, że bunt wśród młodych istniał setki lat przed tym, zanim stało się to modne. Po prostu nikt o tym głośno nie mówił.

Fragment:

Michał wiedział, że nie ma szans na wymknięcie się z cudownego ogrodu główną furtą. Ta mieściła się tuż przy głównym trakcie, nieopodal garnizonu, więc istniało zbyt wielkie ryzyko, że ktoś go przyłapie. Zamiast tego wycofał się ukradkiem z szerokiej, obsadzonej młodymi lipami alei i starając się iść bezszelestnie przez zarośla, modlił się w duchu, żeby wreszcie natrafić na mur graniczny w gęstniejącym z każdą chwilą mroku.
Zdziwił się, gdy tuż za linią niskich ligustrów zobaczył kolumnadę wspierającą okrągły dach.
– Świątynia dumania? – szepnął do siebie. – Po cóż ludziom taki przybytek w ogrodzie otwartym dla widowni?
Nie zdążył rozwiązać zagadki ani nawet odpowiedzieć sobie samemu na to retoryczne pytanie, ponieważ potknął się o coś miękkiego i runął jak długi na alejkę, wzniecając rozbryzgi białego żwirku.
– Ratunku! Proszę mnie zostawić! – rozległ się rozpaczliwy kobiecy głos. – Uduszę się za chwilę!
– Kto tu jest? – zapytał Michał, próbując się wyplątać z sukni nieznajomej. Szło mu niemrawo. Najpierw natrafił dłońmi na jej szczupłe nagie ramiona, a chwilę później, próbując poderwać się do pionu, położył dłonie na piersiach dziewczyny zamiast na żwirze alejki.
– Na pomoc! – wrzasnęła.
Malarz odskoczył jak oparzony. Panna histeryzowała i to oczywiście było winą jego niezgrabnego zachowania, ale nadal nie tłumaczyło, dlaczego leżała ot tak, po zmroku, w miejscu niedostępnym dla zwiedzających.
– To był wypadek, niechże panna się uspokoi! Nie zamierzam zrobić nic złego – powiedział cicho.
– Kim pan jest? – dobiegł go przytłumiony głos. Panna powoli wstała i otrzepała suknię. – Michał Abramowicz Hanibal, do usług jaśnie pani – odparł szarmancko malarz, zginając się w ukłonie. – Z kim mam zaszczyt? – zrewanżował się pytaniem.
– Daniela… Mam na imię Daniela – odpowiedziała dziewczyna. Michałowi nie umknęło dziwne zawahanie w jej głosie.
– Miło mi, panno Danielo. Cóż też panna robi sama w zamkniętym na głucho ogrodzie?
– Ogrodzie? – powtórzyła zdumiona. – Niczego nie pamiętam – poskarżyła się. – Skąd się tu wzięłam?
– Tego nie wiem – stropił się mężczyzna. – Czy jest jakieś miejsce, do którego mógłbym pannę odprowadzić?
– Nie mam pojęcia. Pamiętam tylko swoje imię – odparła płaczliwie.
– Chodźmy – zadecydował Michał. – Może w bezpieczniejszym położeniu pamięć panience wróci.
Dziewczyna nie zaprotestowała. Pozwoliła nieznajomemu, żeby uchwycił ją w pasie i poprowadził ostrożnie w stronę pobliskiego muru.
– Jestem panu wdzięczna za ratunek – powiedziała Daniela.
W tej samej chwili poczuła, że jej aksamitny pantofelek zahaczył o coś, a ona sama runęła jak długa, ciągnąc za sobą swojego wybawcę.
– Co to było? – zapytał Michał.
– Nie wiem, ale pańska broń boleśnie ugniata mi udo – stęknęła.
Malarz podziękował w myślach opatrzności za ciemność, jaka właśnie zapadła. Nawet księżyc, który dopiero co wzszedł, chwilowo tkwił za ciemnymi chmurami. Dzięki temu mężczyzna zdołał poderwać się na równe nogi, ukrywając swój kłopotliwy stan, który dziewczyna wzięła za oręż skrywany pod surdutem. Michał pomyślał, że właściwie dużo się nie pomyliła, i pewnie parsknąłby nerwowym śmiechem, gdyby nie dość gwałtowny rozwój wypadków.
– Aaaa! Ratunku! – wrzasnęła nagle Daniela.
– Co się stało?
– T-tu jest trup – wyjąkała dziewczyna. – Chyba zemdleję… – ostrzegła.
– Niechże panna się uspokoi, to pewnie jakiś korzeń!
To zdecydowanie nie był korzeń. Michał pomógł wstać Danieli i wytężając wzrok, zaczął wpatrywać się w przeszkodę. W tej samej chwili księżyc wychynął zza chmur i zimnym światłem oświetlił scenerię. Ta była makabryczna. W poprzek nowo założonej żwirowej alejki leżały zwłoki otyłego mężczyzny w średnim wieku ze sztyletem wbitym w serce. Wybałuszone w stronę nieba nieruchome oczy jednoznacznie wskazywały, że niefortunni znalazcy mają do czynienia z nieboszczykiem.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



Tytuł: „Oczy mam tutaj”
Autor: Laura Zimmermann
Tytuł oryginału: „My eyes are up here”
Przekład: Agnieszka Myśliwy
Liczba stron: 384
Data premiery: 1 września 2021
Wydawnictwo: YA!

Opis wydawcy:
„Ta książka jest bardzo potrzebna, by pokazać tym, którzy się wyróżniają, że swoją inność powinni celebrować, a nie ukrywać. I że żadna cecha wyglądu nie powinna definiować wartości człowieka. Cieszę się, że ktoś wreszcie podjął ten temat w kontekście nastolatek, szczególnie narażonych na narzucone społeczne standardy, które bardziej szkodzą, niż pomagają”. Ola Petrus, komiczka, aktywistka, pisarka

Szczera i zabawna powieść, która porusza temat body positive, seksualizacji dojrzewających dziewcząt oraz przekonująco i fachowo opisuje zjawisko braku akceptacji własnego ciała.
Piętnastoletnia Greer Walsh jest zabawna, bystra i oczytana, ma oddanych przyjaciół i zwariowaną rodzinę. Greer uważa jednak, że wszyscy zwracają uwagę jedynie na… jej wielki biust. Ostatnio, kiedy się mierzyła, miała rozmiar 30H, ale to było dawno. Od tego czasu Greer nosi koszulki w rozmiarze XXL. Nie potrafi zaakceptować swojego zmieniającego się ciała i reakcji otoczenia na jej kobiece kształty. Wtedy spotyka Jacksona Oatesa – przystojnego nowego w szkole. Na dodatek trwa nabór do drużyny siatkówki, a Greer ma mocny serw. Czy tego lata Greer przestanie się wreszcie chować i polubi się taką, jaką jest?

Fragment:

Brama garażowa jeszcze nie zamknęła się za land roverem mamy, a ja już jestem w drodze do swojego pokoju i robię to co zawsze, gdy wracam do domu – zamykam drzwi na klucz, ściągam bluzę i stanik, po czym kładę się płasko na plecach na łóżku. Mam taki stary koc z jedwabistą lamówką, która zawsze jest śliska i chłodna, nawet kiedy reszta koca się nagrzeje. Kładę się tak, żeby lamówka ułożyła się wzdłuż wgłębienia, które na plecach zrobił mi stanik, i przetaczam się po niej kilka razy. To jak chłodny kompres na gorącym czole. Rozrzucam kończyny i czuję, jak uwalnia się wszystko, co napinałam, mój kręgosłup rozwija się do swojego naturalnego kształtu. Pięć, sześć minut wystarczy. Pięć, sześć minut, żeby moje ramiona odpoczęły, odpoczęła moja szyja, żebym ja odpoczęła. Żebym
mogła oddychać.
Zazwyczaj potrafię niemal całkowicie się wyłączyć. Nie słyszę, że tata puszcza w kuchni Wilco ani jak mama pyta go po raz tysięczny, czy to właśnie ten zespół widzieli wtedy w Grant Parku. Nie myślę o tym, co muszę zrobić na historię ani czy to przez Ty’a moja szczoteczka do zębów była tego ranka mokra, zanim jej użyłam, ani o Maggie, która nazwała kółko wegańskie bandą hipokrytów, ponieważ ich koty zabijają ptaki. Próbuję w ogóle o niczym nie myśleć, tylko czuć.
Ale gdy tak leżę tego dnia półnaga, czuję się inaczej. Ponieważ nadal myślę o Jacksonie. Czuję się… otwarta. Obnażona. Gotowa. Nie jestem rozluźniona, wręcz przeciwnie – czuję się bardziej spięta. Ale w dobry sposób. Jakbym tym razem wolała jednak być w swoim ciele bardziej niż poza nim.
Moje piersi zsuwają się na boki, dostrzegam pomiędzy nimi swój pępek i pasek dżinsów, a jeszcze dalej stopy. Widzę, że jest tam całe ciało, nie tylko cycki. Czasem o tym zapominam. Wyginam plecy w łuk. Podnoszę nogi i przewieszam je przez krawędzie łóżka. Przesuwam dłonią po brzuchu, który jest gładki, miękki i chłodny. A potem wyobrażam sobie, że to czyjaś ręka dotyka tej samej skóry.
I przestaję.
To głupie. Bo przecież w ogóle go nie znam. A on nie znamnie. Jest miły, bo jest nowy, a jak jesteś nowy i niemiły, czeka cię naprawdę ciężki rok. I nawet gdyby okazało się, że ma jakieś dziwaczne skrzywienie albo chorobę i podobają mu się niezgrabne dziewczyny, które nie wiedzą, jak się ubierać, to głupie, bo czyjegoś brzucha możesz dotykać tylko przez określony czas, zanim przesuniesz rękę wyżej, a wtedy bum! Odkrywasz góry. I to nie urocze ośnieżone szczyty Gór Skalistych. Giniesz w Himalajach, które nie nadają się do życia i przyprawiają o chorobę wysokościową. Są gruzłowate, spocone i bolą. Okej, to nie Himalaje, to tylko ja. Ale przecież nikt nie spędza wakacji na Evereście. Wspinasz się, strzelasz fotkę, a potem koncentrujesz się na tym, żeby ujść z życiem i niezłą historyjką do opublikowania.
Staczam się z łóżka i wyciągam z szuflady czysty stanik. Ten drugi jest zbyt przepocony. Wkładam ogromny podkoszulek, pod którym znika też cała reszta mnie.
Wiecie, kto może sobie do woli dotykać mojego brzucha? Moje piersi. Wręcz nie potrafią się powstrzymać…

Komentarze